Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

180. JEZUS W BETANII NA ŚWIĘTO NAMIOTÓW
Napisane 2 września 1946. A, 9036-9045

Zieleń wszelkich odcieni na polach otaczających Betanię ukazuje się oczom, kiedy jest się na szczycie wzgórza i kiedy stawia się stopy na jego południowym stoku, który opada krętą drogą ku Betanii. Srebrzysta zieleń oliwek, silna zieleń jabłoni, usiana tu i tam pierwszymi żółtymi liśćmi, zieleń rzadka i bardziej żółtawa winorośli, zieleń ciemna i zwarta dębów oraz drzew świętojańskich, pomieszana z kasztanową barwą pól już zaoranych, czekających na ziarno i delikatna zieleń łąk, na których wyrasta nowa trawa, oraz zieleń urodzajnych ogrodów – wszystko to formuje rodzaj barwnego dywanu przed tym, kto z wysoka patrzy na Betanię i jej okolice. Od tych rozmaitych zieleni odbijają się w dole, pędzle palm daktylowych. Są zawsze wytworne i przypominają Wschód.

Jezus i apostołowie bardzo szybko przechodzą przez miasteczko En-szemesz, o zwartej [zabudowie, usytuowane] pośród zieleni i oświetlone przez słońce, które wkrótce zajdzie. Mijają też obfite źródło, leżące nieco na północ od miejsca, w którym rozpoczyna się Betania, a potem, pośród zieleni, ukazują się pierwsze jej domy...

Przeszli szmat drogi, drogi męczącej, lecz pomimo krańcowego wyczerpania wydaje się, że odzyskują siły już przez samą bliskość zaprzyjaźnionego domu w Betanii.

Małe miasteczko jest spokojne, niemal opustoszałe. Wielu mieszkańców jest już zapewne w Jerozolimie na święto. Jezus dochodzi więc niezauważenie w pobliże domu Łazarza. Dopiero tutaj, gdy jest już blisko zdziczałego ogrodu przy domu – gdzie było niegdyś tak wiele ptactwa – spotyka dwóch mężczyzn. Rozpoznają Go i witają, a potem mówią:

«Idziesz do Łazarza, Nauczycielu? Dobrze robisz. Jest tak bardzo chory. Wracamy stamtąd. Zanieśliśmy mu mleko naszych oślic, jedyne pożywienie, jakie jego żołądek trawi jeszcze z odrobiną soku owocowego i miodu. Obydwie siostry wciąż płaczą, wyczerpane bolesnymi czuwaniami. On zaś tylko Ciebie chce zobaczyć. Myślę, że już by nie żył, ale podtrzymuje go przy życiu pragnienie ujrzenia Ciebie jeszcze raz.»

«Zaraz do niego idę. Bóg niech będzie z wami.»

«I... uzdrowisz go?» – pytają zaciekawieni.

«Wola Boża ujawni się nad nim, a z nią – moc Pana» – odpowiada Jezus, pozostawiając obydwu w niepewności, i śpieszy ku wejściu do ogrodu.

Jakiś sługa widzi Go i biegnie Mu otworzyć, ale nie wydaje żadnego radosnego okrzyku jak dawniej. Zaraz po otwarciu bramy klęka, aby uczcić Jezusa, i smutnym głosem mówi:

«Dobrze, że przybywasz, o Panie! Oby Twoje przybycie stało się znakiem radości dla tego domu pogrążonego we łzach. Łazarz, mój pan...»

«Wiem. Poddajcie się wszyscy woli Pana. On wynagrodzi to, że ofiarowujecie waszą wolę Jego [woli]. Idź i zawołaj Martę i Marię. Czekam na nie w ogrodzie.»

Sługa oddala się pośpiesznie, a Jezus idzie za nim powoli po wydaniu polecenia apostołom:

«Idę do Łazarza. Wy odpocznijcie, bo potrzebujecie tego...»

Obydwie siostry ukazują się na progu. Trudno im rozpoznać Pana, tak ich oczy są zmęczone przez czuwania i łzy, a słońce, które świeci im prosto w twarz, zwiększa trudność patrzenia. W tym czasie inni słudzy wychodzą innymi drzwiami na spotkanie apostołów, aby ich ze sobą zabrać.

«Marto! Mario! To Ja. Czy Mnie nie poznajecie?»

«O! Nauczyciel!» – wołają obydwie siostry i zaczynają biec do Niego. Rzucają się Mu do stóp i z trudem tłumią szloch. Pocałunki i łzy spadają na stopy Jezusa, jak niegdyś w domu faryzeusza Szymona. Tym razem jednak przyjmujący łzy Marty i Marii Jezus nie pozostaje tak sztywny, jak wtedy. Pochyla się, dotyka ich głów, głaszcze i błogosławi tym gestem. Zmusza je do wstania, mówiąc:

«Chodźcie. Wejdziemy do jaśminowej altany. Możecie zostawić Łazarza?»

Bardziej gestami niż słowami, cały czas płacząc, odpowiadają twierdząco. Wchodzą do zacienionej altany, pod liście gęste i ciemne. Zostało między nimi kilka bielejących i pachnących gwiazd jaśminów.

«Mówcie więc...» [– prosi Jezus.]

«O! Nauczycielu! Przychodzisz do bardzo smutnego domu! Jesteśmy przybite bólem. Kiedy sługa nam powiedział: „Ktoś was szuka”, pomyślałyśmy tylko o Tobie. A kiedy Cię ujrzałyśmy, nie rozpoznałyśmy Ciebie. Ale, widzisz? Oczy mamy spalone od łez. Łazarz umiera...!»

Znowu płaczą. Łzy przerywają słowa dwóch sióstr, które mówiły kolejno.

«Przyszedłem...»

«...żeby go uzdrowić?! O, mój Panie!» – mówi Maria, promieniejąc nadzieją poprzez łzy.

«O, mówiłam to! Gdyby Nauczyciel przyszedł...» – odzywa się Marta, składając ręce w geście radości. [Jezus jej odpowiada:]

«O! Marto! Marto! Cóż wiesz o działaniach i postanowieniach Boga?»

«Co?! Nauczycielu, nie uzdrowisz go?!» – wołają razem i zaczynają znowu płakać.

«Mówię wam: ufajcie bezgranicznie Panu. Ufajcie wbrew wszelkim wkradającym się myślom i wbrew wydarzeniom. Ujrzycie wielkie rzeczy wtedy, kiedy wasze serca nie będą już miały powodu do żywienia nadziei na ujrzenie ich. Co mówi Łazarz?»

«Jest echo Twoich słów w jego słowach. Mówi nam: „Nie wątpcie w dobroć i moc Boga. Cokolwiek się stanie, On zadziała dla waszego i mojego dobra i dla dobra wielu, dla wszystkich, którzy tak jak ja i wy potrafimy pozostać wierni Panu.” A kiedy ma dosyć siły, wtedy wyjaśnia nam Pisma. Teraz tylko je czyta i mówi nam o Tobie. Mówi, że umiera w szczęśliwym czasie, bo zaczęła się era pokoju i przebaczenia. Ale sam usłyszysz... bo on mówi też coś innego, co wywołuje nasz płacz większy niż ze względu na naszego brata...» – mówi Marta.

[Magdalena prosi:]

«Chodź, Panie. Każda mijająca minuta jest skradziona nadziei Łazarza. On liczył godziny... Mówił: „Przecież na święto będzie w Jerozolimie, przyjdzie...” My – wiedząc o wielu sprawach, o których nie mówimy Łazarzowi, żeby nie cierpiał – miałyśmy mniej nadziei. Myślałyśmy, że nie przyjdziesz, aby wymknąć się tym, którzy czyhają na Ciebie... Tak myślała Marta. Ja, nie, bo... gdybym była na Twoim miejscu, stawiłabym czoła wrogom. Nie należę do tych, którzy się boją ludzi. A teraz nawet już nie lękam się Boga. Wiem, jaki jest dobry wobec skruszonych dusz...» – mówi Maria i patrzy na Niego pełnym miłości spojrzeniem.

«Niczego się nie boisz, Mario?» – pyta Jezus.

«Grzechu... i samej siebie... Zawsze się boję, że ponownie wpadnę w zło. Myślę, że szatan musi mnie bardzo nienawidzić.»

«Masz rację. Jesteś jedną z dusz, które szatan najbardziej nienawidzi, ale jesteś też jedną z najbardziej umiłowanych przez Boga. Pamiętaj o tym» [– mówi Jezus.]

«O! Pamiętam! Moją siłą jest pamięć o tym! Pamiętam, co mi powiedziałeś w domu Szymona. Powiedziałeś: „Wiele zostało jej wybaczone, bo bardzo umiłowała” . A do mnie: „Grzechy są ci przebaczone. Twoja wiara cię ocaliła. Odejdź w pokoju.” [por. Łk 7,47-48. 50.] Powiedziałeś: „grzechy”. Nie – wiele, ale wszystkie. I myślę, że Ty mnie umiłowałeś, o mój Boże, bez miary. Skoro moja biedna wiara w tamtej chwili – taka, jaka potrafiła się pojawić w duszy obciążonej winami – mogła tyle od Ciebie otrzymać, czyż moja obecna wiara nie mogłaby Cię obronić przed Złem?»

«Tak, Mario. Czuwaj i pilnuj samej siebie. To pokora i roztropność. Ale miej wiarę w Pana. On jest z tobą» [– zapewnia ją Jezus.]

Wchodzą do domu. Marta idzie do brata. Maria chciałaby usłużyć Jezusowi, ale On chce się najpierw zobaczyć z Łazarzem. Wchodzą do pomieszczenia pogrążonego w półmroku, w którym spala się ofiara.

«Nauczycielu!»

«Mój przyjacielu!»

Wychudzone ramiona Łazarza wyciągają się w górę, a Jezusowe pochylają się, aby objąć ciało umierającego przyjaciela. Długi uścisk. Potem Jezus kładzie chorego na poduszkach i przygląda mu się ze współczuciem. Ale Łazarz się uśmiecha. Jest szczęśliwy. Na jego wyniszczonej twarzy błyszczą żywo zapadnięte oczy, promieniejące radością ujrzenia Jezusa.

«Widzisz? Przyszedłem i zostanę długo z tobą.»

«Och! Nie możesz, Panie. Mnie nie mówią wszystkiego, ale wiem wystarczająco dużo, żeby Ci powiedzieć: nie możesz. Do boleści, jaką Tobie zadają, dodają moją, moją część, bo mi nie pozwalają oddać ducha w Twoich ramionach. Ale ponieważ kocham Ciebie, nie mogę egoistycznie zatrzymywać Cię przy mnie. To niebezpieczne. Tobie... już zabezpieczyłem... Musisz nieustannie zmieniać miejsce pobytu. Wszystkie moje domy są dla Ciebie otwarte. Stróże otrzymali polecenia, tak samo zarządcy moich pól. Ale nie idź mieszkać do Getsemani, to miejsce jest zbytnio pilnowane. Mówię o domu, bo możesz, nie zauważony przez nikogo, udawać się – i to licznymi drogami – do ogrodu oliwnego, zwłaszcza na szczyt. Wiesz, że Margcjam już tu jest? Jacyś ludzie wypytywali Margcjama, gdy przebywał w tłoczni z Markiem. Chcieli wiedzieć, gdzie jesteś, czy przyjdziesz. Dziecko bardzo dobrze odpowiedziało: „Jest Izraelitą i przyjdzie. Którędy – nie wiem, bo się z Nim pożegnałem w Meron”. W ten sposób nie skłamał i zapobiegł nazwaniu Cię grzesznikiem.»

«Dziękuję ci, Łazarzu. Posłucham cię, ale i tak będziemy się często widywać.»

Jezus nadal mu się przygląda. [Łazarz pyta:]

«Patrzysz na mnie, Nauczycielu? Widzisz, co się ze mną stało? Jak drzewo wyzbywa się swoich liści jesienią, tak mnie z godziny na godzinę ubywa ciała, sił. Ubywa mi godzin życia. Ale mówię prawdę, że – choć żałuję, że nie będę żył dość długo, aby ujrzeć Twój tryumf – jestem szczęśliwy, odchodząc. Nie będę bowiem widział wzrastającej wokół Ciebie nienawiści, nie posiadając mocy powstrzymania jej.»

«Nie jesteś bezsilny, nigdy nie jesteś. Troszczysz się o potrzeby swego Przyjaciela, zanim jeszcze przybędzie. Mam dwa spokojne domy i mógłbym powiedzieć, że są Mi równie drogie: dom w Nazarecie i ten. Tam znajduje się Moja Matka: niebiańska miłość równie wielka – można tak powiedzieć – jak Niebo dla Syna Bożego. Tu zaś mam miłość ludzi do Syna Człowieczego. To miłość przyjacielska, pełna wiary i czci... Dziękuję, przyjaciele!»

«Twoja Matka już nigdy nie przyjdzie?»

«Z początkiem wiosny» [– odpowiada Jezus.]

«O! Zatem już Jej nie ujrzę...»

«Ależ tak, ujrzysz Ją. Ja ci to mówię. Musisz Mi wierzyć.»

«Wierzę we wszystko, Panie, nawet w to, czemu zaprzeczają fakty» [– zapewnia Go Łazarz.]

«Gdzie jest Margcjam?» [– pyta Jezus.]

«W Jerozolimie z uczniami, ale przyjdzie tutaj wieczorem, już wkrótce. A Twoi apostołowie nie są z Tobą?»

«Są obok z Maksyminem, który chce zaradzić ich zmęczeniu i wyczerpaniu.»

«Wiele chodziliście?» [– dopytuje się Łazarz.]

«Wiele, bez postoju. Opowiem ci... Na razie wypocznij. Teraz cię błogosławię.»

Jezus błogosławi go i odchodzi.

Apostołowie są już z Margcjamem i z niemal wszystkimi pasterzami. Rozmawiają o natarczywości faryzeuszy, którzy chcą dowiedzieć się czegoś o Jezusie. Mówią, że to rozbudziło ich podejrzenia do tego stopnia, że uczniowie postanowili stać na czatach na wszystkich drogach wiodących do Jerozolimy, aby uprzedzić Nauczyciela.

«Rzeczywiście – mówi Izaak – rozproszyliśmy się po wszystkich drogach w odległości kilku stadiów od Bram i kolejno śpimy tutaj w jedną noc. Dziś jest nasza kolej.»

[Por. J 7,11nn] «Nauczycielu – mówi śmiejąc się Judasz – oni mówią, że przy Bramie od strony Jaffy jest połowa Sanhedrynu. Kłócą się pomiędzy sobą. Niektórzy przypominają moje słowa z Engannim. Inni przysięgali, że się dowiedzieli, że byłeś w Dotain. Inni natomiast mówili, że Cię widzieli w pobliżu Efraim i są wściekli, bo nie wiedzą, gdzie jesteś...» – i śmieje się z żartu, jaki spłatał nieprzyjaciołom Jezusa.

«Jutro Mnie zobaczą» [– mówi Jezus.]

«Nie, jutro my tam idziemy. To już ustalone: wszyscy razem i starając się, aby nas zauważono» [– mówi na to Judasz.]

«Nie chcę. Kłamałbyś.»

«Przysięgam Ci, że nie będę kłamał. Jeśli nic mi nie powiedzą, ja też nic im nie powiem. Jeśli nas zapytają, czy z nami jesteś, odpowiem: „A nie widzicie, że Go nie ma?”. A jeśli będą chcieli wiedzieć, gdzie jesteś, odpowiem: „Sami Go poszukajcie. Skądże ja mam wiedzieć, gdzie jest Nauczyciel w tej chwili?” I rzeczywiście nie będę mógł powiedzieć, czy jesteś w domu, tutaj, czy też w sadzie, czy nie wiadomo gdzie jeszcze.»

«Judaszu, Judaszu, powiedziałem ci...»

«Przyznaję Ci rację. Ale ja nie będę się zawsze kierował prostotą gołębia, lecz – przebiegłością węża. Ty jesteś gołębiem, ja – wężem. I razem utworzymy tę doskonałość, o której pouczałeś.»

[Judasz] przyjmuje ton, jakim mówi Jezus, kiedy naucza, i mówi, naśladując doskonale Nauczyciela:

«Posyłam was jak owce między wilki. Bądźcie zatem roztropni jak węże i prości jak gołębie... Nie troszczcie się o to, co macie odpowiedzieć, gdyż w chwili, gdy zostaniecie poddani próbie, będą wam włożone w usta słowa, bo nie wy będziecie przemawiać, lecz Duch będzie mówił w was... Kiedy będą was prześladować w jednym mieście, uciekajcie do drugiego, aż przyjdzie Królestwo Syna Człowieczego...” Przypominam te słowa i teraz jest stosowna chwila, by je zastosować.»

«Nie powiedziałem ich w ten sposób i nie powiedziałem tylko tych słów» – wyraża Swe zastrzeżenie Jezus.

«O! Na razie trzeba tylko te przypomnieć i tak je powiedzieć. Wiem, co chcesz powiedzieć. Ale dopóki nie utwierdzi się mocno wiara w Ciebie – a ona jest kamieniem – Twojego Królestwa, nie należy wydawać się w ręce wrogów. Potem... powiemy i wykonamy resztę...»

Judasz błyszczy inteligencją i szelmostwem tak, że przekonuje wszystkich. Tylko Jezus wzdycha. [Judasz] to prawdziwy kusiciel, który ma wszystko, by tryumfować nad ludźmi.

Jezus wzdycha i rozmyśla... Ale poddaje się, zauważa bowiem, że zapobiegliwość Judasza nie jest całkowicie zła. Judasz tryumfalnie przedstawia cały swój plan.

«Pójdziemy więc jutro i pojutrze, [będziemy tak chodzić] aż do dnia po szabacie i pozostaniemy w szałasie z gałęzi w dolinie Cedronu jak doskonali Izraelici. Tamci zmęczą się czekaniem na Ciebie... Wtedy przyjdziesz. Jesteś wyczerpany, mój Nauczycielu, a my tego nie chcemy. Zamkniemy więc drzwi i jeden z nas będzie przychodził powiedzieć Ci, co tamci robią. O! To będzie takie piękne zobaczyć ich rozczarowanie!»

Wszyscy się zgadzają i Jezus też już się więcej nie przeciwstawia. Być może Jego krańcowe zmęczenie, być może pragnienie pocieszenia Łazarza, dania mu umocnienia przed ostatnią walką, sprawiają, że ustępuje. Być może Jego ustępstwo wywołuje również rzeczywista konieczność pozostania na wolności, dopóki nie zostaną wykonane wszystkie dzieła potrzebne, aby Izrael nie wątpił w Jego Naturę, nim Go osądzi jako winnego...

«Niech tak będzie – mówi Jezus – Jednak nie szukajcie kłótni i unikajcie kłamstwa. Raczej milczcie, ale nie kłamcie. Teraz chodźmy, bo Marta nas woła. Chodź, Margcjamie. Widzę, że lepiej wyglądasz...»

I mówiąc to oddala się, obejmując ramieniem najmłodszego ucznia.


   

Przekład: "Vox Domini"