Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga VI - Męka Jezusa Chrystusa

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

17. CZWARTEK PRZED PASCHĄ. DZIEŃ

Napisane 3 kwietnia 1947. A, 11346-11377

[por. Mt 26,17-19; Mk 14,12-16; Łk 22,7-13] Nowy ranek. Tak pogodny! Tak radosny! Nie ma już nawet nielicznych chmur, które wczoraj błąkały się gdzieniegdzie po kobalcie nieba. Nie ma już ciężkiego upału, który wczoraj był tak przytłaczający. Lekki wietrzyk dmie w twarze. Jest w nim coś z zapachu kwiatów, siana, czystego powietrza. Lekko porusza listkami oliwek. Można by rzec, że chce, aby podziwiano srebrzysty kolor małych, lancetowatych listków i rozsiać kwiatki drobne, śnieżnobiałe, wonne pod stopy Chrystusa, na Jego jasną głowę, pocałować Go, przynieść ochłodę bo w każdym delikatnym kielichu jest kropelka rosy – pocałować i orzeźwić, a potem umrzeć, nim ujrzy zbliżającą się potworność. I trawy na stokach pochylają się, by poruszać dzwonkami, koronami, palmetami tysięcy kwiatów. Gwiazdy o złotych sercach, wielkie dzikie stokrotki wyciągają łodygi jakby po to, by pocałować rękę, która zostanie przebita. I zwykłe stokrotki, i kwiaty rumianku całują wspaniałomyślne stopy, które nie ustaną w marszu dla dobra ludzi aż do chwili, gdy zostaną przygwożdżone, aby dać jeszcze większe dobro. Dzikie róże rozlewają swój zapach, a głóg, pozbawiony już kwiatów, porusza swymi koronkowymi listkami. Wydaje się mówić: “nie, nie!”, tym, którzy posłużą się nim, aby dręczyć Odkupiciela. “Nie” – mówią trzciny Cedronu. I one nie chcą uderzać, ich wola maleńkich rzeczy nie chce zadawać cierpienia Panu. I być może kamienie na stoku radują się, że są poza miastem, na wzgórzu oliwnym, bo dzięki temu nie będą ranić Męczennika. I płaczą wątłe różowe powoje, które Jezus tak kochał, i baldachogromy śnieżnych akacji, podobne do gromady motyli siedzących na łodydze. Być może myślą: “Nie ujrzymy Go już więcej”. I niezapominajki, delikatne i czyste, pozwalają spaść swym płatkom, dotykając purpurowej szaty, którą Jezus przywdział na nowo. Śmierć musi być piękna, gdy wywołuje ją dotyk Jezusa. Wszystkie kwiaty [są szczęśliwe], nawet zagubiona konwalia, która upadła tam może przypadkowo i zakorzeniła się pomiędzy wystającymi korzeniami oliwki, jest radosna, że została zauważona i zerwana przez Tomasza, który ofiarowuje ją Panu... I szczęśliwe są tysiące ptaków w gałęziach, że mogą Go pozdrawiać radosnymi śpiewami. O, ptaki, które Jezus zawsze tak kochał, nie bluźnią Mu! Małe stado owieczek też wydaje się chcieć Go pozdrowić, choć [zwierzęta] płaczą, pozbawione potomstwa sprzedanego na paschalne ofiary. Ich beczenie jest jękiem matek, przeszywającym powietrze, wzywającym swe dzieci, które już nie powrócą. Ocierają się o Jezusa, patrząc na Niego łagodnym spojrzeniem.

Widok owiec przypomina apostołom o obrzędzie Paschy. Pytają więc Jezusa, kiedy są już niemal w Getsemani:

«Gdzie spożyjemy Paschę? Jakie miejsce wybierasz? Powiedz, a pójdziemy wszystko przygotować.»

Judasz z Kariotu [odzywa się]:

«Daj mi polecenia, a pójdę.»

«Piotrze, Janie, słuchajcie Mnie» [– mówi Jezus.]

Dwaj, którzy byli nieco z przodu, podchodzą do wołającego ich Jezusa.

«Idźcie przed nami i wejdźcie do miasta przez Bramę Gnojną. Gdy tylko wejdziecie, napotkacie męża idącego od En-Rogel z dzbanem tej dobrej wody. Idźcie za Nim, aż wejdzie do domu. Powiecie człowiekowi, który się tam znajduje: “Nauczyciel pyta: ‘Gdzie jest izba, w której mogę spożyć Paschę z Moimi uczniami?’.” On wskaże wam wielki, przygotowany wieczernik. Tam zróbcie wszystko, co trzeba. Idźcie szybko i potem dołączcie do nas w Świątyni.»

Obydwaj odchodzą w pośpiechu. Jezus, przeciwnie, idzie powoli. Poranek jest jeszcze dość chłodny i na drogach prowadzących do miasta znajduje się zaledwie kilku pielgrzymów. Przechodzą przez Cedron małym mostem, znajdującym się przed Getsemani. Wchodzą do miasta. Bramy – być może z powodu odwołania rozkazu Piłata, uspokojonego brakiem dysput wokół Jezusa – nie są już strzeżone przez legionistów. W istocie panuje wszędzie wielki spokój.

O, nie można powiedzieć, iż żydzi nie potrafią się opanować! Nikt nie dokuczał Nauczycielowi ani Jego uczniom. Okazywano [pozorny] szacunek, dobre maniery. Choć bez serdeczności jednak zawsze Go pozdrawiano, nawet jeśli kłaniającymi się byli najbardziej nienawidzący Go z Sanhedrynu. Niezrównana powściągliwość towarzyszyła nawet wczorajszej, ostrej oskarżycielskiej przemowie. Akurat teraz zdąża do domu Kajfasza – znajdującego się niedaleko tej bramy – liczna grupa faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Są pochyleni, okryci obszernymi płaszczami, kłaniają się. Pomiędzy nimi jest syn Annasza i Elchiasz oraz Doras i Sadok. Powiewają szaty, frędzle i bardzo szerokie nakrycia głowy. Jezus odpowiada na pozdrowienie i przechodzi, królewski w Swej szacie z czerwonej wełny i w płaszczu w ciemniejszym kolorze, w nakryciu głowy, które Syntika wykonała ręcznie. Słońce sprawia, że Jego jasnomiedziane włosy wyglądają jak złota korona i zasłona opadająca z błyskiem aż na ramiona. Karki prostują się po Jego przejściu, a ukazują się oblicza wściekłych hien.

Judasz z Kariotu – który nie przestawał rozglądać się wokół siebie, ze swym obliczem zdrajcy – pod pretekstem zawiązywania sandała zatrzymuje się na skraju drogi. Widzę dobrze, że daje znak tym ludziom, którzy Go oczekiwali... Pozwala oddalić się grupie Jezusa i uczniów. Wciąż jest zajęty sprzączką, aby zachować pozory. Potem, szybko przechodząc obok nich, szepcze:

«Przy Pięknej, około seksty. Jeden z was.» I biegnie szybko, aby dołączyć do towarzyszy. Śmiały, bezczelnie zuchwały!...

Wchodzą do Świątyni. Jest jeszcze niewielu Hebrajczyków, lecz wielu pogan. Jezus idzie uwielbić Pana. Następnie wraca z powrotem i wydaje polecenie Szymonowi i Bartłomiejowi, aby kupili baranka, wziąwszy pieniądze od Judasza z Kariotu.

«Ależ ja sam mógłbym to uczynić!» – mówi Judasz.

«Ty będziesz miał coś innego do zrobienia. Wiesz o tym. Jest ta wdowa, której trzeba zanieść jałmużnę od Marii, siostry Łazarza, i powiedzieć, żeby po świętach przyszła do Betanii, do Łazarza. Czy wiesz, gdzie ona jest? Czy dobrze zrozumiałeś?»

«Wiem, wiem! Zachariasz, który zna ją dobrze, wskazał mi miejsce. – I dodaje: – Jestem bardzo zadowolony, że tam pójdę, bardziej niż gdybym kupował baranka. Kiedy tam pójdę?»

«Później. Nie zatrzymam się tu długo. Dziś będę odpoczywał, bo muszę być silny w ten wieczór i podczas nocnej modlitwy» [– mówi do Judasza Jezus.]

«To dobrze» [– odpowiada Mu Judasz.]

Tu zastanawiam się: dlaczego Jezus – który zachowywał milczenie o Swoich zamiarach w czasie poprzednich dni, aby nie podawać Judaszowi szczegółów – teraz mówi, ujawnia, co będzie czynił nocą? Czyżby Męka już się rozpoczęła osłabiając przezorność? A może przenikliwość Jezusa tak wzrosła, że czyta On w Księgach niebieskich o “tej nocy” i dlatego trzeba dać to poznać temu, który czeka, aby Go wydać Jego wrogom? Albo też Jezus zawsze wiedział, że to ta noc, w której ma się rozpocząć Jego Ofiara? Nie umiem udzielić sobie odpowiedzi. Jezus też mi nie odpowiada. Pozostaję więc z moimi “dlaczego?”, a w tym czasie widzę, jak Jezus uzdrawia ostatnich chorych. Ostatnich... Jutro, za kilka godzin, już nie będzie mógł... Ziemia zostanie pozbawiona potężnego Uzdrowiciela ciał. Jednakże Ofiara na Swej szubienicy rozpocznie nieprzerwany ciąg, trwający od dwudziestu wieków, uzdrowień duchowych.

Dziś więcej kontempluję, niż opisuję. Mój Pan rozjaśnia moje duchowe widzenie ostatnich dni wolności Chrystusa i tego, co dzieje się przez wieki... Dziś bardziej kontempluję uczucia, myśli Nauczyciela niż otaczające Go wydarzenia. Już rozumiem, zaniepokojona, Jego udrękę w Getsemani...

[por. Łk 19,47nJ 12,20-50]

Jezus jest jak zwykle ściśnięty przez wzrastający tłum. Obecnie w większości tworzą go Hebrajczycy. Zapominają pośpieszyć ku miejscu, gdzie składa się ofiary z baranków, a podchodzą do Jezusa, Baranka Bożego, który wkrótce będzie ofiarowany. I [tłum] prosi jeszcze, i chce jeszcze wyjaśnień. Wielu żydów przybyło z Diaspory. Usłyszeli o Chrystusie, galilejskim Proroku, o Rabbim z Nazaretu. Są ciekawi, pragną usłyszeć, jak przemawia, i pozbyć się wszelkiej możliwej wątpliwości. I torują sobie przejście, prosząc usilnie tych z Palestyny:

«Wy zawsze Go macie. Wy wiecie, kim On jest. Macie Jego słowo, kiedy chcecie. My przybyliśmy z daleka i zaraz odejdziemy, po wypełnieniu nakazu. Pozwólcie nam podejść do Niego!»

Tłum z trudnością się rozstępuje, robiąc im przejście. Zaciekawieni podchodzą do Jezusa i przyglądają Mu się. Rozmawiają ze sobą w grupach. Jezus także ich obserwuje. Cały czas słucha grupy przybyłej z Perei. Ofiarowali Mu pieniądze dla Jego ubogich, jak wielu to czyni. Jezus, jak zwykle, przekazuje je Judaszowi, żegna [przybyszów z Perei] i zaczyna mówić.

«Wielu obecnych tutaj – zjednoczonych przez religię, a przybyłych z różnych stron – dopytuje się: “Kim jest ten, którego nazywają Nazarejczykiem”? Ich nadzieje mieszają się z wątpliwościami.

Posłuchajcie. Powiedziano o Mnie: “Pączek wyrośnie z pnia Jessego, kwiat pojawi się na tym korzeniu i spocznie na nim Duch Pana. Nie będzie sądził według tego, co widać, nie potępi według pogłosek dochodzących do uszu, lecz osądzi ubogich sprawiedliwie i weźmie w obronę pokornych. Pączek z korzenia Jessego, umieszczony jak znak pośród narodów, będzie wzywany przez ludy i chwała otoczy Jego grób. Po wzniesieniu sztandaru dla narodów zgromadzi wygnańców z Izraela, rozproszone ludy Judy, zgromadzi ich z czterech stron ziemi.”

I jest o Mnie powiedziane: “Oto Pan Bóg przychodzi z mocą, Jego ramię odniesie tryumf. Niesie Swą nagrodę i ma Swe dzieło przed oczyma. Jak pasterz będzie pasł Swoją trzodę.”

[por. Mt 12,18n]  Jest też powiedziane o Mnie: “Oto Mój Sługa, z którym Ja będę, w którym ma upodobanie Moja Dusza. W Nim rozlałem Ducha Mojego. On wprowadzi sprawiedliwość pomiędzy narodami. Nie będzie głosu podnosił ani nie złamie nadłamanej trzciny, nie zgasi dymiącego jeszcze knota. On według prawdy wprowadzi sprawiedliwość. Nie będąc smutnym ani gwałtownym, ustanowi na ziemi sprawiedliwość i wyspy będą oczekiwać Jego prawa.” Jest o Mnie i to powiedziane: “Ja, Pan, słusznie Cię powołałem, ująłem Cię za rękę, zachowałem. Uczyniłem Cię przymierzem dla ludu i światłem dla narodów, aby otworzyć oczy niewidomym i wypuścić z więzienia więźniów; z więzienia – tych, którzy mieszkają w ciemnościach.”

Powiedziano o Mnie: “Duch Pana nade Mną, bo Pan Mnie namaścił, abym głosił Dobrą Nowinę tym, którzy są łagodni; abym uzdrowił tych, co mają serca złamane; abym ogłosił wolność niewolnikom, uwolnienie więźniom, obwieścił rok łaski od Pana”.

Jest o Mnie powiedziane: “On jest Silny. Paść będzie stado mocą Pana, w majestacie imienia Pana, Boga swego. Nawrócą się do Niego, bo odtąd będzie uwielbiony aż po najdalsze krańce świata.” Do Mnie odnoszą się słowa: “Oto Ja sam będę szukał Moich owiec. Pójdę na poszukiwanie zabłąkanych, przyprowadzę te, które zostały rozproszone, opatrzę te, które mają złamania, pokrzepię słabe, będę miał pieczę nad tłustymi i mocnymi. Będę je pasł ze sprawiedliwością.”

Jest powiedziane: “On jest Księciem Pokoju i On będzie Pokojem.” Powiedziano: “Oto twój Król idzie, Sprawiedliwy, Pan. Jest ubogi – jedzie na osiołku. Pokój ogłosi narodom. Jego panowanie będzie od morza aż po krańce ziemi.”

Powiedziano: “Ustalono siedemdziesiąt tygodni dla ludu twego, dla twego miasta świętego, aby zniesiono sprzeniewierzanie się, aby położono kres grzechowi, aby wymazana została niegodziwość, aby przyszła wieczna sprawiedliwość, aby spełniły się wizje i proroctwa i aby został namaszczony Święty Świętych. Po siedmiu i sześćdziesięciu dwóch tygodniach nadejdzie Chrystus. Po sześćdziesięciu dwóch tygodniach zostanie zgładzony. Po tygodniu potwierdzi testament, lecz w ciągu tygodnia zabraknie całopaleń i ofiar i w Świątyni będzie ohyda spustoszenia i potrwa aż do końca wieków.”.

Czyż więc nie będzie już więcej całopaleń w tych dniach? Czy na ołtarzu nie będzie ofiar? Będzie wielka Ofiara. Oto, co widzi prorok: “Kim jest ten, który przybywa w szatach szkarłatnych? Piękny w Swym odzieniu kroczy z wielką Swą mocą”. A w jaki sposób ten Ubogi zafarbował Swe szaty na kolor purpury? Oto co mówi prorok: “Poddałem Moje ciało bijącym Mnie, Moje policzki temu, kto wyrywa Mi brodę, nie zasłoniłem Mojej twarzy przed zniewagami. Straciłem Moje piękno i Moją wspaniałość i ludzie już Mnie nie kochali. Ludzie Mnie zlekceważyli, uznali za ostatniego! Mąż boleści! Oblicze Moje zostanie zasłonięte i wzgardzone i będą patrzeć na Mnie jak na trędowatego, a przecież za wszystkich zostanę okryty ranami i wydany na śmierć.” Oto Ofiara. Nie lękaj się, o Izraelu! Nie lękaj się! Nie zabraknie Baranka Paschalnego! Nie bój się, o ziemio! Nie bój się! “Oto twój Zbawca. Jak owieczka będzie On zaprowadzony do rzeźni, bo tego chciał i nie otwarł Swych ust, aby przekląć tych, którzy Go zabijają. Po Swym potępieniu zostanie podniesiony i wyniszczony cierpieniami, członki będzie miał wywichnięte, kości Swe obnażone, Jego stopy i ręce zostaną przebite. Jednak po utrapieniu – przez które usprawiedliwi On wielu – wielu posiądzie, bo po wydaniu Swego życia na śmierć za zbawienie świata, podniesie się i będzie panował nad ziemią.” “Napoi ludy wodami, które widział Ezechiel, wypływającymi z prawdziwej Świątyni, a gdy ona się zwali, podniesisie się Swą własną siłą. [Napoi] winem, którym także zabarwiły się purpurą białe szaty Baranka bez skazy; [nakarmi] Chlebem, który zstąpił z Nieba”.

Spragnieni, przyjdźcie do wód! Głodni, syćcie się! Wyczerpani i wy, chorzy, pijcie Moje wino! Przyjdźcie, wy, którzy nie macie pieniędzy, wy, którzy nie macie zdrowia, przyjdźcie! Także wy, którzy jesteście w ciemnościach! I wy, którzy jesteście umarli, przyjdźcie! Ja jestem Bogactwem i Zbawieniem. Ja jestem Światłością i Życiem. Przyjdźcie wy, którzy szukacie Drogi! Przyjdźcie wy, którzy szukacie Prawdy! Ja jestem Drogą i Prawdą! Nie lękajcie się, że nie możecie spożyć Baranka, bo brak jest ofiar naprawdę świętych w tej zbezczeszczonej Świątyni. Wszyscy będziecie spożywać Baranka Bożego, który przyszedł, aby zgładzić grzechy świata, jak powiedział to o Mnie ostatni z proroków Mojego ludu. Tego ludu, który pytam: Ludu Mój, cóż ci uczyniłem? W czym cię zasmuciłem? Cóż mogłem ci dać więcej niż to, co ci dałem? Pouczyłem rozumy, uzdrowiłem twych chorych, napełniłem dobrami twych biednych, nasyciłem tłumy, ukochałem cię w twoich dzieciach, przebaczyłem, modliłem się za ciebie. Umiłowałem cię aż do złożenia Ofiary. A ty, cóż przygotowujesz twemu Panu? Jedna godzina, ostatnia, jest ci dana, o ludu Mój, o Mojmiasto, królewskie i święte. Powróć w tej godzinie do twego Boga!»

«Prawdziwe słowa wyrzekł!»

«Tak jest, jak powiedziano! I On naprawdę czyni to, co zostało powiedziane!»

«Jak pasterz o wszystkich się troszczył!»

«Przyszedł wprowadzić nas na prawdziwą drogę, uzdrowić nam dusze i ciała, oświecić nas, jakbyśmy byli owieczkami rozproszonymi, chorymi, we mgle.»

«Zaprawdę wszystkie ludy przychodzą do Niego. Spójrzcie na tych pogan, w jakim są zachwycie!»

«On ogłosił pokój.»

«On okazywał miłość.»

«Nie rozumiem tego, co mówi o ofierze. Mówi tak, jakby Go miano zabić.»

«Tak jest, jeśli to On jest Mężem, którego widzieli prorocy – Zbawicielem.»

«I mówi tak, jakby cały lud miał Go maltretować. To nigdy się nie stanie. Lud, my – kochamy Go.»

«To nasz przyjaciel. Będziemy Go bronić.»

«On jest Galilejczykiem i my, z Galilei, życie oddamy za Niego.»

«Pochodzi z rodu Dawida i my, z Judei, podniesiemy rękę jedynie po to, by Go obronić.»

«A my, których On tak umiłował, jak i was miłował, my z Auranitis, z Perei, Dekapolu, czy możemy Go zapomnieć? Wszyscy, wszyscy będziemy Go bronić.»

Tak się rozmawia w bardzo wielkim już tłumie. Kruchości ludzkich zamierzeń! Według pozycji słońca osądzam, że musi być chyba dziewiąta rano. Za dwadzieścia cztery godziny ci ludzie będą od wielu godzin [zgromadzeni] wokół Męczennika, aby Go dręczyć nienawiścią i ciosami i krzycząc domagać się Jego śmierci. Pomiędzy tysiącami osób śpieszących ze wszystkich zakątków Palestyny i z dalszych stron – pośród tych, którzy otrzymali światło, zdrowie, mądrość i przebaczenie od Chrystusa – niewielu, bardzo niewielu, zbyt mało będzie takich, którzy gotowi będą wyrwać Go Jego wrogom i przeszkodzić im. Zbyt mała to liczba w porównaniu z liczebnością atakujących. Nie będą nawet potrafili Go pokrzepić, dowodząc Mu miłości – idąc za Nim z przyjaznym obliczem.

Pochwały, oznaki sympatii, pełne podziwu komentarze rozchodzą się po obszernym dziedzińcu jak fale, które z morza w przypływie podążają daleko, by zamrzeć na brzegu.

Uczeni w Piśmie, faryzeusze, żydzi usiłują przeciwdziałać entuzjazmowi ludu a także jego wrzeniu przeciw nieprzyjaciołom Chrystusa. Mówią więc:

«On majaczy. Jego zmęczenie jest tak wielkie, że doprowadza Go do mówienia od rzeczy. Widzi prześladowania tam, gdzie jest szacunek. W Jego słowach są strumienie Jego zwykłej mądrości, lecz pomieszane ze zdaniami bredni. Nikt nie chce Go skrzywdzić. My pojęliśmy, zrozumieliśmy, kim On jest...»

Ludzie jednak nie są pewni podobnej przemiany nastawień. Ktoś nawet buntuje się, mówiąc:

«On uzdrowił mojego niedorozwiniętego syna. Ja wiem, co to szaleństwo. Nie tak mówi ktoś, kto jest obłąkany!»

A inny:

«Pozwól im mówić. To są ije, które lękają się, że kij ludu spadnie im na plecy. Śpiewają, aby nas zmylić, słodki śpiew słowika, lecz – jeśli się mu przysłuchasz – jest w nim syczenie węża.»

A jeszcze inny mówi:

«Czujki ludu Chrystusa, miejcie się na baczności! Kiedy wróg głaszcze, ma sztylet ukryty w rękawie, a rękę wyciąga po to, żeby uderzyć. Oczy otwarte i serce gotowe! Szakale nie mogą się stać uległymi jagniętami.»

«Dobrze mówisz: sowa wabi i urzeka naiwne ptaszki znieruchomieniem swego ciała i obłudnym spokojem pozdrowienia. Śmieje się i zachęca krzykiem, lecz już jest gotowa pożreć.»

I tak jest w różnych grupach.

Są też poganie – ci poganie, którzy coraz liczniej i coraz bardziej wytrwale słuchają Nauczyciela w tych dniach świątecznych. Stoją wciąż na obrzeżach tłumu, zajmującego pierwsze miejsca przy Nauczycielu. Izolowanie się hebrajsko-palestyńskie jest tak silne, że stale są odtrącani. Pragną jednak podejść do Jezusa i rozmawiać z Nim. Liczna grupa zauważa Filipa, którego tłum zepchnął na bok. Podchodzą do niego, mówiąc mu:

«Panie, chcielibyśmy ujrzeć z bliska Jezusa, twego Nauczyciela, i chociaż raz z Nim rozmawiać.»

Filip staje na palcach, aby zerknąć, czy dojrzy jakiegoś apostoła stojącego w pobliżu Pana. Zauważa Andrzeja i woła do niego:

«Są tutaj poganie, którzy chcieliby pozdrowić Nauczyciela. Zapytaj Go, czy zechce ich przyjąć.»

Andrzej, którego dzieli kilkaka metrów od Jezusa, ściśnięty w tłumie, toruje sobie przejście bez większych ceregieli, hojnie rozdzielając kuksańce i krzycząc:

«Zróbcie miejsce! Zróbcie miejsce, mówię! Muszę dojść do Nauczyciela.»

Dociera do Niego i przekazuje mu pragnienie pogan.

«Zaprowadź ich do tamtego rogu. Przyjdę do nich.»

Jezus usiłuje przejść pomiędzy ludźmi. Piotr i Jan, który z nim powrócił, Juda Tadeusz, Jakub, syn Zebedeusza, próbują zrobić Mu przejście. Także Tomasz opuszcza grupę krewnych odnalezionych w tłumie, aby pomóc towarzyszom.

Jezus właśnie dochodzi [do wyznaczonego miejsca] i poganie już Go pozdrawiają.

«Pokój wam. Czego chcecie ode Mnie?»

«Ujrzeć Cię. Mówić z Tobą. Twoje słowa nas poruszyły. Od dawna chcieliśmy z Tobą rozmawiać, aby Ci powiedzieć, że Twoje słowa nas uderzają, lecz czekaliśmy z uczynieniem tego na sprzyjającą chwilę. Dziś... Mówisz o śmierci... Boimy się, że nie będziemy już mogli z Tobą rozmawiać, jeśli nie skorzystamy z tej godziny. Czy jednak jest to możliwe, że Hebrajczycy zabiją swego najlepszego syna? My jesteśmy poganami i Twoja ręka nie czyniła dla nas dobra. Nie znaliśmy Twoich słów. Słyszeliśmy, że coś mówiono o Tobie, lecz nigdy Cię nie widzieliśmy ani nie przyszliśmy do Ciebie. A jednak, widzisz! Oddajemy Ci cześć. A wraz z nami cały świat Cię czci.»

«Tak. Przyszła godzina, w której Syn Człowieczy ma być otoczony chwałą przez ludzi i przez duchy.»

Teraz ludzie na nowo otaczają Jezusa, z tą jednak różnicą, iż poganie znajdują się w pierwszym rzędzie, a inni – z tyłu.

«Skoro jest to godzina otoczenia Ciebie chwałą, nie umrzesz, jak mówisz lub jak zrozumieliśmy. Taka śmierć nie jest przecież otoczeniem chwałą. Jak zjednoczysz świat pod Twoim berłem, jeśli umrzesz, zanim to uczynisz? Jeśli Twoje ramię znieruchomieje w śmierci, jakże będziesz mógł odnieść zwycięstwo i zgromadzić ludy?»

«Umierając, daję życie. Umierając, buduję. Umierając, tworzę nowy Lud. To w ofierze jest zwycięstwo. Zaprawdę powiadam wam, jeśli ziarno pszenicy wrzucone do ziemi nie umrze, pozostanie bezowocne. Jeśli natomiast umrze, przynosi wielki owoc. Kto miłuje swoje życie, straci je. Kto ma w nienawiści swoje życie na tym świecie, ocali je dla życia wiecznego. Ja muszę umrzeć, aby dać wieczne życie wszystkim tym, którzy idą za Mną, aby służyć Prawdzie. Kto chce Mi służyć, niech przyjdzie. Nie jest ograniczone miejsce w Moim królestwie do tego lub tamtego narodu. Kto chce Mi służyć, niech przyjdzie i niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, będzie także Mój sługa. A kto Mi służy, tego uczci Ojciec Mój, Jedyny, Prawdziwy Bóg, Pan Nieba i ziemi, Stwórca wszystkiego, co istnieje, Myśl, Słowo, Miłość, Życie, Droga, Prawda: Ojciec, Syn, Duch Święty – Jeden będący Trójcą, Trójca będąca Jednym, Jedynym Prawdziwym Bogiem. Teraz jednak Moja dusza doznaje lęku. I co powiem? Powiem może: “Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny?”. Nie. Przyszedłem przecież w tym celu, aby dojść do tej godziny. Powiem więc: “Ojcze, uwielbij Imię Twoje!”»

Jezus rozpościera ramiona w formie krzyża. Jest to krzyż purpurowy na tle bieli marmurów portyku. Podnosi oblicze, składając Siebie w ofierze, modląc się, wznosząc duszę do Ojca.

A oto głos, mocniejszy niż grzmot, niematerialny – w tym znaczeniu, iż nie przypomina on żadnego ludzkiego głosu, lecz jest dobrze słyszalny dla każdego ucha – wypełnia pogodne niebo wspaniałego kwietniowego dnia i wibruje, potężniejszy niż akord gigantycznych organów, ogłaszając bardzo pięknym tonem:

«I uwielbiłem, i znowu uwielbię.»

Ludzie przestraszyli się. Ten potężny głos – który sprawił, iż zadrżała ziemia i to, co na niej się znajduje, ten tajemniczy głos, różny od każdego innego, pochodzący z nieznanego źródła, ten głos wypełnił całą przestrzeń, od północy na południe, od wschodu po zachód – przeraził Hebrajczyków i zaskoczył pogan. Pierwsi, na ile mogą, rzucają się na ziemię, szepcząc w przerażeniu:

«Teraz pomrzemy! Usłyszeliśmy głos z Nieba. Anioł do Niego przemówił!»

I bijąc się w piersi, oczekują śmierci. Drudzy krzyczą:

«Grzmot! Huk! Uciekajmy! Ziemia zahuczała! Poruszyła się!»

Nie można jednak uciec z tego ścisku, ciągle wzrastającego, tym bardziej że ludzie, którzy byli jeszcze poza murami Świątyni, biegną do jej wnętrza wołając:

«Litości dla nas! Biegnijmy! Tutaj jest miejsce święte. Nie obsunie się góra, na której znajduje się ołtarz Boga!»

Każdy więc pozostaje na swoim miejscu, zablokowany przez tłum i przerażenie. Na tarasy Świątyni wbiegają kapłani, uczeni w Piśmie, faryzeusze, którzy byli rozproszeni w jej labiryntach, a także lewici i dowódcy straży świątynnej. Są wzburzeni, zaskoczeni. Nikt z nich nie schodzi jednak do ludzi, prócz Gamaliela i jego syna. Jezus widzi go przechodzącego, całego w bieli swej lnianej szaty, która jest tak biała, że aż błyszczy w promieniach dotykającego go słońca. Jezus spogląda na Gamaliela, a podniesionym głosem mówi tak, jakby zwracał się do wszystkich:

«Głos ten rozległ się z Nieba nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was.»

Gamaliel staje, odwraca się i spojrzeniem swych głębokich i bardzo ciemnych oczu – które przyzwyczajenie bycia nauczycielem, czczonym jak półbóg, czyni mimo woli twardymi jak u drapieżnika – przeszywa oczy Jezusa, szafirowe, przejrzyste, łagodne w swym majestacie...

Jezus mówi dalej:

«Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz Książę Ciemności zostanie precz wyrzucony. A Ja, kiedy zostanę wywyższony, przyciągnę wszystkich do Siebie, bo w ten sposób zbawi Syn człowieczy.»

«Dowiedzieliśmy się z ksiąg Prawa, że Chrystus żyje na wieki. A Ty uważasz się za Chrystusa i mówisz, że musisz umrzeć. I mówisz też, że jesteś Synem Człowieczym i zbawisz będąc wywyższonym. Kimże więc jesteś? Synem Człowieczym czy też Chrystusem? I kim jest Syn Człowieczy?» – pyta tłum, który odzyskuje śmiałość.

«To ta sama osoba. Otwórzcie oczy na Światłość. Jeszcze przez krótki czas przebywa z wami Światłość. Kroczcie ku Prawdzie, dopóki macie Światłość pośród was, aby nie zaskoczyły was ciemności. Ci, którzy chodzą w mroku, nie wiedzą, dokąd dojdą. Póki macie pośród was Światłość, wierzcie w Nią, aby być synami Światłości.»

Jezus milknie. Tłum jest pełen wątpliwości i podzielony. Część odchodzi, potrząsając głowami. Część obserwuje postawę głównych dostojników: faryzeuszy, najważniejszych kapłanów, uczonych w Piśmie... a zwłaszcza Gamaliela i dostosowują własne zachowanie do ich postawy. Inni jeszcze z uznaniem kiwają głowami i pochylają się przed Jezusem z bardzo jawnymi znakami, mającymi mówić:

«Wierzymy! Czcimy Cię za to, Kim jesteś!»

Nie ośmielają się jednak otwarcie opowiedzieć za Nim. Lękają się uważnych oczu nieprzyjaciół Chrystusa, możnych, obserwujących ich z poziomu tarasów, które dominują nad wspaniałymi portykami, otaczającymi obręb Świątyni.

Także Gamaliel – po kilku minutach zamyślenia, wydając się zwracać z pytaniami do marmurowej posadzki dla otrzymania odpowiedzi na pytania, które sam sobie stawia – kieruje się ponownie ku wyjściu, pokiwawszy głową, wzruszywszy ramionami, z powodu zawodu lub pogardy... Przechodzi tuż obok Jezusa już więcej na Niego nie patrząc.

Jezus natomiast patrzy na Niego... pełen litości... Ponownie podnosi głos – mocny jak brzmienie trąbki z brązu – aby przewyższyć wszelkie odgłosy i dać się usłyszeć wielkiemu uczonemu w Piśmie, który odchodzi zawiedziony. Wydaje się, że mówi do wszystkich, lecz jest oczywiste, iż zwraca się do niego samego. Mówi bardzo silnym głosem:

[por. J 12,44-50]

«Kto wierzy we Mnie, ten naprawdę nie we Mnie wierzy, ale w Tego, który Mnie posłał; i kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał. A ten jest właśnie Bogiem Izraela! Nie ma bowiem innego Boga oprócz Niego. Dlatego też mówię, że jeśli nie potraficie uwierzyć we Mnie – jako w tego, który jest nazwany synem Józefa z [rodu] Dawida i synem Maryi z rodu Dawida, Dziewicy widzianej przez Proroka; urodzonego w Betlejem, jak powiedziano w proroctwie; poprzedzonego przez Chrzciciela, jak to też jest powiedziane od wieków – uwierzcie przynajmniej Głosowi waszego Boga, który mówił do was z Nieba. Wierzcie we Mnie, Syna tego Boga Izraela. Jeśli jednak nie wierzycie Temu, który mówił do was z Nieba, nie Mnie obrażacie, lecz Boga waszego, którego jestem Synem.

Nie pragnijcie pozostawać w ciemnościach! Przyszedłem na świat Ja, Światłość, aby ten, kto wierzy we Mnie, nie pozostał w ciemnościach. Zechciejcie nie doprowadzać się do wyrzutów sumienia, których nie będziecie już umieli uspokoić, kiedy powrócę tam, skąd przyszedłem. Mogą one być bardzo surową karą Bożą, [zesłaną] za wasz upór. Jestem gotów wybaczyć, póki przebywam z wami, póki sąd się nie dokonał, bo w tym, co do Mnie się odnosi, mam pragnienie przebaczenia. Inna jest myśl Mojego Ojca, Ja bowiem jestem Miłosierdziem, On zaś – Sprawiedliwością.

Zaprawdę powiadam wam, że jeśli ktoś usłyszy Moje słowa, lecz potem ich nie zachowuje, to nie Ja go sądzę. Nie przyszedłem na świat, aby go sądzić, lecz aby świat zbawić. Ale jeśli Ja nie sądzę, to zaprawdę powiadam wam, że jest ktoś, kto sądzi was według waszych czynów. Ojciec, który Mnie posłał, sądzi tych, którzy odrzucają Jego Słowo. Tak, ten – kto gardzi i nie uznaje Słowa Bożego i nie przyjmuje słowa od Słowa – oto ten ma swego sędziego: samo słowo, które wam przekazałem, ono go będzie sądzić w dniu ostatecznym.

Powiedziano, że nie drwi się z Boga. Bóg zaś, którego się wydrwi, będzie straszliwy dla tych, którzy osądzą Go jako szaleńca i kłamcę.

Pamiętajcie wszyscy, że słowa, które słyszeliście ode Mnie, pochodzą od Boga. Nie mówiłem bowiem sam od Siebie, ale Ojciec, który Mnie posłał, On sam Mi nakazał, co mam oznajmić i o czym mam powiedzieć. I jestem posłuszny Jego nakazowi, bo wiem, że Jego polecenie jest słuszne. Życiem wiecznym jest każde przykazanie Boże. I Ja, wasz Nauczyciel, daję wam przykład posłuszeństwa każdemu przykazaniu Bożemu. Dlatego bądźcie pewni, że to – co wam powiedziałem i co wam mówię – powiedziałem to i mówię to tak, jak Mi przykazał Ojciec, żebym wam to powiedział. A Ojciec Mój jest Bogiem Abrahama, Izaaka, Jakuba, Bogiem Mojżesza, patriarchów i proroków, Bogiem Izraela, Bogiem waszym.»


To słowa światłości, które wpadają w ciemność, już gromadzącą się w sercach! Gamaliel, który na chwilę zatrzymał się, z pochyloną głową kontynuuje swój marsz... Inni idą za nim, potrząsają głowami lub śmieją się szyderczo. Jezus także odchodzi... Przedtem jednak zwraca się do Judasza z Kariotu:

«Idź, dokąd masz iść.»

A do innych:

«Każdy jest wolny, by iść tam, dokąd iść musi lub chce. Niech pozostaną ze Mną uczniowie - pasterze.»

«O! Weź i mnie ze Sobą, Panie!» – prosi Szczepan.

«Chodź...»

Rozdzielają się. Nie wiem, dokąd idzie Jezus. Wiem jednak, dokąd udaje się Judasz z Kariotu. Idzie ku Bramie Pięknej. Wchodzi na stopnie, prowadzące z dziedzińca Pogan na dziedziniec niewiast. Po przejściu go, wchodzi na sam szczyt po innych stopniach, rzuca okiem na dziedziniec Izraelitów i, rozzłoszczony, tupie nogą, bo nie znajduje tego, kogo szuka. Wraca. Widzi jednego ze strażników świątynnych. Wzywa go i nakazuje ze swą zwykłą arogancją:

«Idź po Eleazara, syna Annasza. Niech zaraz przyjdzie do Pięknej Bramy. Judasz, syn Szymona, oczekuje go w ważnych sprawach.»

Opiera się o kolumnę i czeka. Po chwili, Eleazar, syn Annasza, Elchiasz, Szymon, Doras, Korneliusz, Sadok, Nahum i inni biegną w swych szatach powiewających na wietrze.

Judasz mówi ściszonym, lecz podnieconym głosem:

«Dziś wieczorem! Po wieczerzy. W Getsemani. Przyjdźcie tam i ujmijcie Go. Dajcie pieniądze.»

«Nie. Damy ci je, kiedy przyjdziesz po nas dziś wieczorem. Nie ufam ci! Chcemy, żebyś był z nami. Nigdy nie wiadomo» – śmieje się złośliwie Elchiasz. Inni potwierdzają to chórem.

To podejrzenie powoduje, że Judasz czerwieni się ze złości. Przysięga:

«Przysięgam na Jahwe, że mówię prawdę!»

Sadok mu odpowiada:

«No dobrze. Lecz lepiej tak będzie. Gdy nadejdzie godzina, przyjdziesz, weźmiesz tych, którzy mają za zadanie Go ująć, i pójdziesz z nimi... żeby się nie zdarzyło, że głupi strażnicy zatrzymają przez przypadek Łazarza i wywołają nieszczęście. Wskażesz im tego mężczyznę znakiem... Musisz zrozumieć! To noc... Będzie niewiele światła... strażnicy będą zmęczeni, zaspani... Lecz jeśli ty ich poprowadzisz! Tak! Co na to powiecie? Proponuję pocałunek jako znak. Pocałunek! Najlepszy znak dla wskazania zdradzanego przyjaciela. Cha! Cha!» – mówi i [śmieje się] nikczemny Sadok, zwracając się do swoich towarzyszy

Wszyscy się śmieją – to chór szydzących demonów. Judasz jest wściekły, lecz się nie wycofuje. Nie wycofuje się już. Cierpi z powodu lekceważenia, jakie mu okazują, lecz nie z powodu tego, co ma uczynić. Mówi:

«Pamiętajcie jednak, że chcę pieniądze przeliczone, w sakiewce, zanim wyjdę stąd ze strażnikami.»

«Będziesz je miał! Będziesz je miał! Damy ci nawet sakiewkę, abyś mógł zachować pieniądze jako relikwię twojej miłości. Cha! Cha! Cha! Żegnaj, wężu!»

Judasz jest siny. Już jest siny. Nigdy więcej nie pozbędzie się tego koloru i tego potwornego wyglądu szaleńca. Przeciwnie, wraz z upływem godzin, będzie to przybierać na sile, aż do osiągnięcia widoku nie do zniesienia, gdy zawiśnie na drzewie... Ucieka...


Jezus schronił się w ogrodzie zaprzyjaźnionego domu, w ogrodzie spokojnym, przy pierwszych domach na Syjonie. Ogród otaczają mury wysokie i stare. Jest cichy i chłodny, pokryty lekko drżącymi liśćmi starych drzew. Odległy kobiecy głos śpiewa słodką kołysankę. Musiały minąć godziny, bo słudzy Łazarza po powrocie – nie wiem skąd – mówią:

«Twoi uczniowie są w domu, gdzie przygotowuje się wieczerzę. Jan, który zaniósł z nami owoce dzieciom Joanny, małżonki Chuzy, poszedł po niewiasty, aby im towarzyszyć do Józefa, syna Alfeusza, który przybył dzisiaj, choć jego matka nie liczyła już, że się z nim zobaczy. Stamtąd [przyjdą] do domu, w którym jest wieczernik, bo to już wieczór.»

«I my tam pójdziemy. Nadeszła godzina wieczerzy...» – Jezus wstaje, by ubrać płaszcz.

«Nauczycielu, na dworze są osoby, osoby majętne. Chciałyby z Tobą rozmawiać tak, by ich nie ujrzeli faryzeusze» – mówi jeden sługa.

«Niech wejdą. Estera nie będzie się sprzeciwiać. Prawda, niewiasto?» – pyta Jezus, zwracając się do kobiety podeszłej w latach, która biegnie Go powitać.

«Nie, Nauczycielu. Mój dom jest Twoim, wiesz o tym. Za mało jednak z niego korzystałeś!»

«Wystarczająco dużo, by mógł powiedzieć Memu sercu: to był dom przyjacielski. – [mówi] Jezus i nakazuje słudze: – Przyprowadź tych, którzy czekają.»

Wchodzi około trzydziestu osób, w bogatych szatach. Pozdrawiają Go. Ktoś przemawia w imieniu wszystkich:

«Nauczycielu, Twoje słowa wstrząsnęły nami. Usłyszeliśmy w Tobie głos Boga. Traktują nas jednak jak szaleńców, bo wierzymy w Ciebie. Co robić?»

«To nie Mnie wierzy ten, kto wierzy we Mnie, lecz wierzy Temu, który Mnie posłał i którego najświętszy głos dzisiaj słyszeliście. Nie Mnie widzi ten, kto Mnie widzi, ale widzi Tego, który Mnie posłał, bo Ja jestem jedno z Ojcem Moim. Dlatego powiedziałem wam, że powinniście wierzyć, aby nie obrażać Boga, który jest Moim i waszym Ojcem, i kocha was aż do poświęcenia dla was Swego Jednorodzonego [Syna]. Jeśli nawet jest w sercach wątpliwość, czy Ja jestem Chrystusem, to nie macie wątpliwości, że Bóg jest w Niebie. I głos Boga – którego nazwałem Ojcem dzisiaj w Świątyni, prosząc Go, żeby uwielbił Swoje Imię – odpowiedział Temu, kto nazwał Go Ojcem, nie mówiąc: “kłamca” lub “bluźnierca”, jak mówi wielu. Bóg potwierdził, kim jestem. Jego Światłością. Jestem Światłością, która przyszła na świat. Przyszedłem jako Światłość na świat, aby ten, kto wierzy we Mnie, nie pozostał w Ciemnościach. Jeśli ktoś słyszy Moje słowa, a potem ich nie zachowuje, Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem, aby świat sądzić, ale – aby świat zbawić. Kto gardzi Mną i nie przyjmuje Moich słów, ma swego sędziego. Słowo, które przekazałem, osądzi go w dniu ostatecznym, gdyż było ono mądre, doskonałe, łagodne, proste, takie, jaki jest Bóg; gdyż to Słowo jest Bogiem. To nie mówiłem Ja – Jezus z Nazaretu, nazywany synem Józefa, cieśli z rodu Dawida, i synem Maryi, hebrajskiej dziewczyny, dziewicy z rodu Dawida, zaślubionej Józefowi. Nie. Nie mówiłem od Siebie. Ale to Ojciec Mój – Ten, który jest w Niebie i nosi imię Jahwe, Ten, który dzisiaj mówił, Ten, który Mnie posłał – nakazał Mi, co mam oznajmić i o czym mam mówić. A Ja wiem, że w Jego przykazaniu jest życie wieczne. To zatem, co mówię, mówię to tak, jak Mi powiedział Ojciec, i w tym jest Życie. Dlatego mówię wam, słuchajcie tego. Wprowadzajcie to w czyn, a będziecie mieć Życie. Moje bowiem słowo jest Życiem. I kto je przyjmuje, ten razem ze Mną przyjmuje Ojca z Niebios, który posłał Mnie, abym dał wam Życie. A kto ma w sobie Boga, ten ma w sobie Życie. Idźcie. Pokój niech przyjdzie do was i niech w was pozostanie.»

Błogosławi ich i żegna. Błogosławi też uczniów. Zatrzymuje tylko Izaaka i Szczepana. Innych całuje i odprawia. Po ich odejściu wychodzi, jako ostatni z dwoma [uczniami], i idzie z nimi, uliczkami najbardziej pustymi i już mrocznymi, do domu wieczernika. Po dotarciu tam całuje i błogosławi ze szczególną miłością Izaaka i Szczepana. Całuje ich i znowu błogosławi. Patrzy, jak odchodzą, a potem puka i wchodzi...

Jezus mówi: «Tutaj umieścisz wizje z pożegnania z Moją Matką, opis Wieczernika i Wieczerzy. A teraz upamiętnijmy obydwoje, ty i Ja, naprawdę Paschę. Pójdź...»


   

Przekład: "Vox Domini"