Anna Bałchan - Kobieta nie jest grzechem






8. Walka z Lewiatanem



Brała kiedyś Siostra udział w niemal policyjnej akcji. Proszę o tym opowiedzieć.

Jechaliśmy z dziewczyną do mieszkania mężczyzny, z którym żyła. Ciągle zmieniali miejsce pobytu, nie mając stałego kąta. Jej syn miał chyba wszystkie wady wymowy, jakie istnieją. Przychodził do naszego domu. Żeby się z nim porozumieć, trzeba było znać specjalny kod. Mówił na przykład: „owa oli” zamiast głowa boli. Ona nie mogła być dłużej z tym mężczyzna, bo znęcał się nad nią i jej synem. Trzeba było pomóc przewieźć jej niewielki dobytek podczas jego nieobecności.

To od jej syna dowiedziała się Siostra, co się dzieje w domu?

Dziecko odtwarza różne historie. Na przykład brał domofon i po swojemu klął do słuchawki, mówił o dziwkach, kurwach - to jedyne, co można było zrozumieć. Ale przedstawienie złości odgrywał precyzyjnie. Naśladował po prostu to, co na codzień słyszał w domu. Trzeba było poświęcić mu sporo czasu, lecz dzięki temu nawiązałam kontakt z jego matką. Ona stwierdziła, że nie jestem taka straszna... Dzieciak miał pięć lat, a matka ponad trzydzieści i pracowała na dworcu.

Pochodziła ze Śląska?

Przyjechała tu wcześniej z jakiejś wioski do normalnej pracy. To były te czasy, gdy zaczęto zamykać zakłady. Nie chciała wracać, bo było ich dużo w domu, wyjechała, żeby nie być ciężarem.
Zaproponowaliśmy jej, żeby mały zaczął się uczyć mówić, a ona prawdopodobnie odczytała to tak, że chcemy jej zabrać dziecko i zupełnie zniknęła. Potem dowiedzieliśmy się, że ono zginęło tragicznie. Kobieta związała się z jakimś alkoholikiem. Pewnego razu zamknęli ją w więzieniu za jeżdżenie bez biletów - nazbierała kar i poszła siedzieć, bo nie miała za co tego zapłacić. Konkubent miał się opiekować małym, ale chłopak nie chciał zasnąć i wołał mamę. Wtedy on zaczął go przypalać papierosem i w końcu pobił na śmierć.
To była głośna sprawa, z kamerami, wjechał Polsat, co chwilę pukali do drzwi dziennikarze. Już zresztą o niej wspomniałam jako o przykładzie sytuacji, w której czuję się zupełnie bezradna.

Jak ta kobieta trafiła na dworzec?

Nie miała za co żyć i dostała propozycję, jakieś pieniądze. Na początku popijała sobie dla dodania animuszu, potem stało się to codziennym rytuałem. Po śmierci syna poszła na leczenie alkoholowe. Ciągle go widziała, jak chodzi za nią i prosi, by nie piła. Alkoholizowała się, żeby się znieczulić. Ale to jest tak, że gdy wyłączasz jedna stronę, wyłącza się i druga. Nie czujesz bólu, ale i nie czujesz szczęścia.
Przychodzą do mnie nieraz dziewczyny i mówią, że mają problemy w domu z mężami. Relacje, które są dobre, niszczą się z powodu złych działań, podejmowanych często w imię jakiegoś dobra. Problemy w małżeństwie, nawet jeśli wydaje się ono niezagrożone, często się zdarzają. Zastanowienie, co zepsuło te relacje, może przyjść za późno. One same podjęły decyzję, że będą pracować na ulicy, więc myślą, że maja nad tym pełna kontrolę. A tu nagle kryzys w domu. Dlaczego? Bo nie da się spędzać kilku godzin na ulicy, a potem wracać i wieść normalnego życia.

Co się stało z tą kobietą, która straciła tragicznie syna?

Podjęła terapię. Pomagaliśmy jej na tyle, na ile mogliśmy. Ale słuch o niej zaginął. Czy wróciła do swojej wioski - tego nie wiem.

Czy kobiety upośledzone też wchodzą w prostytucję?

Tak, bo bardzo łatwo można je zmanipulować. Wiadomo, że każdy z nas chce być kochany i łaknie nawet najmniejszego gestu, który wskazuje, że jest się chcianym i wyjątkowym. Dziewczyny upośledzone idą na to jak muchy na lep. W ten sposób każdy pozór uczucia biorą za dobra monetę. Wiadomo, że te osoby nie są w stanie kalkulować i wyczuć, co taki gość naprawdę myśli.
Niejedna już kobieta przy całkiem zdrowych zmysłach władowała się w prostytucję przez miłość, ale one bardzo trudno z tego wychodzą. Tym bardziej że mają zyski, jakieś pieniądze i przez moment czują się potrzebne. Problem tych kobiet jest bardzo trudny. Nie można zapominać, że one mają przecież swoje potrzeby seksualne i o wiele mniejszą niż zdrowy człowiek umiejętność panowania nad nimi. A praktycznie żadną.

Czy to znaczy, że nie można im pomóc?

Powiedzmy sobie szczerze terapię można prowadzić z osobami, które mają jakiś poziom intelektualny, a im trzeba po prostu towarzyszyć. One muszą mieć kogoś obok siebie, kto nimi posteruje, podpowie. Taka upośledzona dziewczyna z tego skorzysta lub nie, ale to nie może być jednorazowe. Jeśli tylko dasz radę i znikniesz, a nie jesteś z nią na co dzień, naprawdę nic to nie daje. Dziewczyna upośledzona wymaga stałej opieki, nie jest w stanie sama zająć się dzieckiem, nie zna się na zegarku. Musi być ktoś, kto się zaopiekuje i nią, i ewentualnie jej dzieckiem. Bo chociaż więź emocjonalna między nimi jest silna, to ona nie jest w stanie nic wokół niego zrobić. W efekcie dziecko trzeba jej niestety zabrać. Obecnie nie ma specjalnego ośrodka dla dziewczyn upośledzonych, które trafiają na ulicę.

W jaki sposób takie dziewczyny zaczynają pracować jako prostytutki?

W środowiskach, w których żyją - zwłaszcza jeśli nie mają rodziców - zawsze znajdzie się ktoś, kto coś zaproponuje albo sam uwiedzie. To dotyczy zarówno tych dziewczyn, które mieszkają w domach opieki, jak i tych normalnie żyjących między nami.
Dziewczyna, która potrzebuje pieniędzy, choćby na drobne wydatki albo po to, by się w ten sposób uniezależnić od opiekunów, to potencjalna ofiara. Poza tym to smutna prawda, że są ludzie korzystający z usług prostytutek, którzy gustują właśnie w dziewczynach upośledzonych. Być może jest to kwestia tego, że nie są rozpoznawalni albo przynajmniej jest mniejsze ryzyko, że ktoś ich zidentyfikuje.
Najczęściej chodzi o dziewczyny upośledzone psychicznie. W szpitalach sygnalizowano mi, że jest taki problem, ale my jesteśmy bezradni, bo musiałabym otworzyć kolejny dom. To problem nierozwiązywalny. Przynajmniej obecnie.

Czy mimo wszystko próbowała Siostra?

Mam niewielkie możliwości pomocy. Mogę z taką dziewczyną rozmawiać, ale chęć uprawiania prostytucji jest w niej silniejsza. Ze strony klientów jest to zawsze forma wykorzystania sytuacji, bo raczej rzadko się zdarza, żeby zdrowy mężczyzna rzeczywiście zakochał się w takiej dziewczynie i chciał jej pomóc, żeby stworzyli normalną relację. Z taką dziewczyną, żeby ją uchronić, trzeba by praktycznie mieszkać do końca życia.

Poznała Siostra upośledzoną dziewczynę, która padła ofiarą prostytucji?

Jedna z dziewczyn, którą spotkałam, była w ciąży. Miała dwadzieścia trzy lata. Szpital zaalarmował, że potrzebuje wsparcia, ponieważ sprawia wrażenie, jakby była pod wpływem narkotyków. Po prostu w ogóle nie wiedzieli, że jest upośledzona! Ja na początku też nie zdawałam sobie z tego sprawy. Dopiero badania wykazały, że jest niepełnosprawna umysłowo. Staraliśmy się uczyć ja podstawowych rzeczy, począwszy od mycia się, aż po to, żeby się zaopiekować dzieckiem.

Dlaczego znalazła się na ulicy?

Nie trafiła tam świadomie, po to, żeby zarabiać. To ktoś z otoczenia puścił w obieg informację, że jest taka dziewczyna i można śmiało brać od niej, co się chce. Bo ona się nie obroni, jeśli ktoś będzie chciał z nią współżyć. Dopadali ja w różnych miejscach i gwałcili. Niektórym wtedy płacą jakieś grosze, tej nie płacili.

Co z jej dzieckiem?

Dziecko jest w ośrodku, a ona nie może się nim zająć. Rodzina też nie może jej wesprzeć, bo nie maja warunków. W tej rodzinie są w dodatku problemy z alkoholem. Dziewczyna odwiedza dziecko, mały jest zdrowy, ale nie można oddać go do adopcji, bo ma matkę.

Zna Siostra jeszcze inne takie dziewczyny?

Poznałam jedną, która była adoptowana i ktoś ja zmusił do inicjacji seksualnej. Potem dawał jej za to pieniądze i to się jej spodobało.

Gdzie ją Siostra poznała?

W ośrodku pomocy. I prawda jest niestety taka, że nie możemy tej dziewczynie pomóc, będzie dalej żyła, jak żyje. Uciekała z tego domu od przybranych rodziców. Tłumaczenie do niej nie dotrze, bo jej się wydaje, że jest w ten sposób samodzielna - ma pieniądze, więc nie koncentruje się na niczym innym: to mentalność dziecka. Nie ma innego wyjścia, tu trzeba by powiedzieć - pas. Albo otworzyć specjalny dom. Gdyby państwo zainteresowało się tym problemem, to byłoby zbawienne. Ale muszą znaleźć się ludzie, którzy będą im towarzyszyć. Najlepszy przykład to Jean Vanier i jego Arka.
Do agencji towarzyskich trafiają też kobiety, które szukały normalnej pracy, na przykład z ogłoszeń. W zwykłej gazecie faktycznie jest masa ogłoszeń, które budzą podejrzenia. Jeśli ktoś jest w sytuacji krytycznej, to nie analizuje. Mamy ofiary handlu żywym towarem, które właśnie pojechały pracować.

Za granicę?

O tym, że może się to tak skończyć przy wyjeździe zagranicznym, wiedzą wszyscy, ale o tym, że handel kobietami kwitnie w Polsce, wie już znacznie mniej osób.

Spotkała się Siostra z takim przypadkiem w Polsce?

Do jednej kobiety, która wynajmowała pokoje, przyjechali ludzie w średnim wieku jako letnicy. To była pani około trzydziestki. Zaproponowali jej potem pracę w ich mieście. Nie wzbudzali żadnych podejrzeń, przywozili prezenty, nawet zaoferowali transport, żeby nie tłukła się pociągiem. I na miejscu okazało się, że to była praca w agencji. Ona odmówiła, a wtedy ci mili ludzie zmienili się w niemiłych. Na szczęście tak się złożyło, że ona oglądała program telewizyjny, który przygotowaliśmy, i wiedziała, że środki chemiczne są w takim procederze nagminnie wykorzystywane.

Wjaki sposób?

Wrzuca się do napojów środki odurzające. Tracisz nad sobą kontrolę, ktoś robi ci parę kompromitujących zdjęć, zasypiasz. Ona w porę przypomniała sobie program, nic nie piła. Poszarpali ją tylko. Udało jej się wymknąć pod pozorem wyrzucenia śmieci i tak jak stała, poszła do pierwszego napotkanego kościoła. Stamtąd zadzwonili do nas.

Jakie są metody werbowników?

To profesjonaliści, bo często zajmują się w życiu tylko tym. Bywa, że udają przyjaciół rodziny. Tak się raz zdarzyło, że facet na przypadkowej imprezie ujął rodziców jednej dziewczyny. Zaprzyjaźnili się. Namawiał potem ich córkę na jakieś wyjazdy, a oni wręcz kazali jej jechać! Byli nim urzeczeni. Na szczęście skończyło się tylko na tym, że jej ukradł paszport i wykorzystywał go do przewożenia innych dziewczyn. Miała kłopoty, ale dobrze, że tylko takie. A co by było, gdyby uwierzyła tak jak jej rodzice? Ale werbują nie tylko młodzi, także ustawieni ludzie w średnim wieku.

Czy zna Siostra ludzi zaangażowanych w naganianie dziewczyn do prostytucji?

Wiem, że niektórzy taksówkarze podkręcają często ten proceder. To dla nich dogodna sytuacja, kiedy na dworcu spotykają dziewczynę, która nie wie, co ze sobą zrobić, jest zdezorientowana w nowym mieście i na przykład uciekła z domu. Taksówkarz proponuje wtedy „cudowne rozwiązanie”.

Jak Polska plasuje się w rankingu pod względem handlu kobietami?

Wysoko. Jesteśmy trzecim krajem na świecie, przede wszystkim tranzytowym, ale i u nas zostają. Stajemy się coraz bardziej pod tym kątem atrakcyjni.

To wszystko w celu prostytucji?

Nie tylko, bo właściwie z trzech powodów handluje się ludźmi. Dla seksbiznesu albo żeby pozyskać tanią siłę roboczą, albo w celu sprzedaży organów - głównie nerek. Potem sprzedaje się je na przeszczepy.

Zmusza się kogoś do oddania narządów?

Po prostu się nie pyta. Jedna dziewczyna została porwana z dyskoteki, wyprowadziło ja kilka osób, wśród nich facet, który zabajerował ją w trakcie zabawy. Po tygodniu znaleźli ja na przystanku z precyzyjnie wykonaną operacją usunięcia nerki. Ale nie zawsze są to nerki. Było i oko.

Oko?!

Dzikiej transplantacji oka dokonano na dziewczynie u nas w Polsce. Jednym się udaje i przeżywają, inne nie. Słyszymy w telewizji o wielu niewyjaśnionych zaginięciach młodych ludzi.

A jak  wygląda sytuacja  kobiet sprzedanych za granicę?

Znałam dziewczynę, która ponad rok była niewolnica. Nie mogła nawet ubrać się tak, jak chciała, miała wyznaczony raz dziennie posiłek, nie wolno było jej się kontaktować z klientami, nie mówiąc już o rodzinie. Kazali jej zażywać środki wczesnoporonne. A na początku, gdy przyjechała, nie miała żadnych podejrzeń. Dostała czyściutki pokoik z łazienką, ale gdy rano się obudziła, zobaczyła, że zniknęły jej rzeczy. Te kobiety są czasami świadkami różnych przestępstw, dlatego szansę, że zostaną wypuszczone, są marne.

Jak było z tą kobietą?

Gdy próbowała się buntować, zgwałcili ją i pokazali, co mogą z nią zrobić, jeśli dalej będzie podskakiwać. Najczęstszy sposób to bicie po głowie, ponieważ przez włosy nic potem nie widać. Ona miała od bicia uraz głowy, pisała lustrzanym pismem. Musiała na nowo uczyć się pisać. Przede wszystkim jednak cierpiała na rozmaite lęki, depresje. Trzeba było na nowo wprowadzać ja w życie. Długo zeszło, zanim odzyskała siły i znów mogła funkcjonować jako kobieta, żona, matka. Trzeba było mieć do niej dużo cierpliwości, zadawała tysiące pytań, czy może to lub tamto. Zachowywała się w taki sposób, bo tam nie mogła nic. Uczyliśmy ja od zera. Pytaliśmy: „Co ty lubisz?”. Lubię kolor brązowy, a nie niebieski, i tak dalej. Rodziny, które do nas trafiają, mówią: myśleliśmy, że to się dzieje tylko w telewizji, w filmach amerykańskich, ale nie w prawdziwym życiu.
To, co wiemy, staramy się przekazywać i ostrzegać społeczeństwo. Z handlem związany jest specyficzny rodzaj przemocy, którą stosuje się, by złamać człowieka. Mamy dla młodzieży programy profilaktyczne w szkołach.

Dziewczyny wplątują się nieraz w afery kryminalne, nie ma potem problemów z nieproszonymi gośćmi?

Trafiła do nas dziewczyna, która musiała zniknąć ze swojego środowiska. U nas przynajmniej na razie jest bezpieczna.

Dlaczego?

Musiała zniknąć, bo została uwiedziona i cała ekipa najeżdżała potem jej rodzinę. Nie dawali spokoju, rzucali petardami. Wszystko po to, żeby wyciągnąć ja z domu. Nie mogła iść do szkoły. Rodzina bała się, że ją po prostu porwą. Słyszała też coś, czego nie miała słyszeć. Uważam, że to największa krzywda wyrządzana młodym kobietom. One kochają bardzo szczerze i ktoś łamie to, co jest najpiękniejsze: pierwszą miłość. Zbrodnią jest nadużywać takich uczuć, jak często się to dzieje w przypadku młodych dziewczyn, które padają ofiara prostytucji. Skutki tego są nieodwracalne.

Kto uczestniczy w handlu?

Za ten proceder odpowiedzialnych jest wiele osób: jedni zajmują się transportem, inni przechowywaniem kobiet, załatwianiem dokumentów. To jest karalne.

Czy można tu mówić o dobrowolności, zgodzie tych kobiet?

Dobrowolność, tak jak w każdym innym przypadku, jest tu żadna, bo dziewczyna na początku się zgadza dlatego, że nie ma środków do życia lub po prostu jest zakochana. Widzi tu wyjście, sposób na wyrwanie się. Pytanie, czy to dobrowolność, czy przymus?
Wykorzystywanie sytuacji kryzysowej osoby albo konfliktu domowego to też jest rodzaj przymusu. Jeśli zjawia się ktoś w trudnym momencie i proponuje szybki zarobek w wiadomy sposób, to nie jest w porządku i nie można tu mówić o dobrowolności.

Pewna redakcja zrobiła rodzaj testu, zamieściła ogłoszenie brzmiące: „Kobieta po czterdziestce szuka pracy”. Zgłosiło się kilka agencji towarzyskich. Czy wie Siostra o werbowaniu w ten sposób, że przez ogłoszenie samej kobiety trafiają do niej werbownicy?

Jak najbardziej. W pewnym mieście wystarczy dać ogłoszenie, że zaopiekujesz się dzieckiem albo osoba starsza. Wiadomo, że jest tam dużo studentów, a głównie studentek. Wiadomo, że studia kosztują. Dziewczyny chcą dorobić. Werbownicy wydzwaniają do nich i proponują usługi seksualne. Jeśli komuś bardzo zależy, to w pewnym momencie się łamie. Nigdy by tego do siebie nie dopuszczał, ale się ugnie. I wiem też doskonale, że gdyby ktoś chciał pracować na własna rękę, to jest ekipa, która wyszukuje taką dziewczynę i łamie ręce, nogi. Bo musisz do kogoś należeć, płacić haracz. Nie można tak sobie wkroczyć na cudze terytorium. Działa, nazwijmy to, konkurencja, która na to nie pozwoli. I to się dzieje na naszych ulicach.

Jak sceny z mrocznego filmu.

To jest zupełnie inny świat. Gdy zasypia jeden, budzi się drugi. Nocny. To są różne układy, struktury wysoko zorganizowanej przestępczości. Seks i narkotyki to największe źródła nieopodatkowanej kasy. Czerpie się z tego ogromne zyski.

Kto za tym stoi?

Te interesy mogą rozkręcać ludzie, którzy maja pieniądze, nie jakaś przeciętna krajowa. W Polsce zaangażowani są w to ludzie wysoko postawieni, czasem znani z gazet. Nawet tak zwane autorytety. Wiem, że jedna agencję towarzyską prowadzi żona policjanta.

A mąż o tym wie?

A myśli Pani, że nie wie? Wiemy wiele rzeczy, ale zapominamy, bo człowiek ma poczucie bezsilności. Czasem nie można uciekać na policję, gdy wiadomo, że i tam są ludzie w to zamieszani. Czasem nie można dojść sprawiedliwości. Oczywiście, gdyby człowiek się uparł i doszedł wyżej... Nie można przecież mówić, że wszyscy są skorumpowani, bo byśmy powariowali. Ale nie zawsze wiadomo, gdzie się zwrócić. Ja nie jestem w stanie walczyć z Lewiatanem. To, co mogę zrobić, to zająć się dziewczynami, żeby z tego wyszły i wróciły do normalnego świata. Nie mogę walczyć z machiną, bo od tego są specjalne służby.

Może Siostra podać przykład?

Spotkałam kiedyś dziewczynę, która zgłosiła, że została pobita i zgwałcona przez jakiegoś ochroniarza. Poszła na komisariat. Zanim doszła do domu, tamten już o tym wiedział. Mógł się dowiedzieć tylko z policji. Nie zdążyła wejść do klatki, gdy ja dopadli. Szorowali nią po asfalcie, przez otwarte drzwi samochodu. Można sobie wyobrazić, jak wyglądała. Gdy ją znalazłam, nie wiedziałam, co mam zrobić. Krzyknęłam, że trzeba zgłosić na policji. Ona tylko jęknęła: „Błagam, tylko nie na policję, właśnie stamtąd wracam...”.
To był kłębek ran. Nie można było ich odróżnić od reszty ciała. To była jedna z moich najgorszych nocy, ogarnęła mnie totalna bezsilność. Nie wiedziałam nawet, gdzie ją wziąć, nie mieliśmy jeszcze ośrodka. Teraz mam pokój interwencyjny, taki na chwilę, żeby opatrzyć rany. To pamiątka po tamtej nocy.

Co Siostra wtedy zrobiła?

Nie wiem, ile godzin przestałyśmy na ulicy. W końcu zaprowadziłam ją do domu, próbowałam zdezynfekować rany. Czułam się fatalnie, czułam się tak bezsilna, że nie wiedziałam na początku, jak się do tego zabrać. Byłam jak sparaliżowana. Nawiasem mówiąc, to była dla mnie inspiracja, żeby pójść na kurs pierwszej pomocy. Ta kobieta to było jedno obolałe ciało i dusza.

Kim ona była wcześniej?

Spadło na nią wszystko, co złe. Miała trudną sytuację w domu, chorą psychicznie, totalnie wyłączoną ze świata matkę. Ojciec nie mógł pełnić roli obojga rodziców jednocześnie, nie radził sobie. Ciągle się kłócili, ona była w tym domu bardzo samotna. I tak przy pomocy kolegów znalazła się na ulicy.

Ma Siostra pewność, że policja była w to wmieszana?

Niestety tak. Nie chcę podawać zbyt wielu szczegółów, to dla mnie też niezbyt wygodne. Nie jestem od zwalczania tego wszystkiego, mnie interesują tylko dziewczyny w momencie, w którym przychodzą i mówią, żebym im pomogła, bo nie widza nadziei.

To przecież jest skandaliczne. Nie próbowała Siostra dociekać, szukać winnych?

A kim ja jestem? Małym żuczkiem w całej tej wielkiej machinie. Niech Pani spróbuje pofantazjować. Idzie Pani na komisariat i skąd Pani wie, kto tu jest skorumpowany, a kto nie, do kogo iść, a do kogo nie? Może do sadu?

Na przykład.

Dobrze, i teraz potrzebuje Pani świadka. Dziewczyna, która padła ofiara przemocy, była ścierana po ulicy, ma teraz złożyć zeznania. Oni nie działają w pojedynkę, to jest zorganizowane. Gdy ona wyszła z komisariatu, wystarczył jeden telefon. Złożysz zeznania - w porządku. Ale ty musisz potem żyć, kto zapewni ochronę? Prostytutce? I tu się zaczyna problem. Nie jestem w stanie tego pokonać, to nie moja działka. Jeśli dziewczyna jest świadkiem czegoś, nie mogę jej powiedzieć: zeznawaj. Może zeznawać, ale konsekwencje tego poniesie sama. Nie zdołamy jej zapewnić ochrony, bezpieczeństwa.

Może jej oprawcy ją wtedy śledzili?

Nie czarujmy się, one nie są aż tak ważne dla tych ludzi. Ile trzeba byłoby mieć czujek, żeby za wszystkimi dziewczynami chodzić i je śledzić, to niewykonalne.
Ona powiedziała o sprawie na komisariacie i nikomu więcej, żadnym koleżankom. Nikt nie miał prawa wiedzieć. Zeznała, że została pobita i zgwałcona. I jeśli weźmiemy pod uwagę, że zwyczajnym dziewczynom jest czasem ciężko dowieść, że zostały zgwałcone, to co dopiero prostytutce? Wielu ludzi operuje stereotypami i wybuchnęliby śmiechem, słysząc taką skargę. Jak ma taka dziewczyna dojść sprawiedliwości? Usłyszy, że jest prostytutką, więc powinna się liczyć z konsekwencjami. Bo miała za krótką spódniczkę i dekolt, więc sama sprowokowała. Ale przecież krótka spódniczka nie daje nikomu prawa, żeby gwałcić. To sprowadzanie sprawy do absurdu.

Czy kobiety ciężarne często stoją na ulicy?

Dziewczyna, o której już wspominałam, normalnie pracowała na ulicy, nawet gdy zaszła w ciążę. Musiała stać do końca, bo nie miałaby z czego zapłacić za mieszkanie. Kobiety w ciąży mogą zarobić, bo przychodzą faceci, którzy chętnie z nimi współżyją, wręcz szukają takich kobiet. Mają może mniej klientów, ale niektórzy czerpią najwidoczniej przyjemność z takich kontaktów. Albo zdarza się, że słyszą od nich: moja żona też jest w ciąży... Gdy rodzą, najczęściej oddają swoje dzieci, bo nie byłyby ich w stanie wychować, poświęcić im odpowiednio dużo czasu.

Uważa Siostra, że to słuszna decyzja, oddawać własne dziecko?

Myślę, że w ten sposób przejawia się heroiczna miłość, jeśli matka wie, że nie jest w stanie sama wychować dziecka i wszystko, co mogła dać, to tylko życie. Przez te miesiące, kiedy nie zarabiała wcale albo bardzo mało, kiedy znosiła naciski, żeby usunąć ciążę, poniosła ofiarę, by urodzić to dziecko.
Pamiętam, że pytała mnie kiedyś: „A co będzie, jeśli to dziecko mnie kiedyś odnajdzie i zapyta, dlaczego go nie chciałam?”. Bo teoretycznie byłoby to możliwe. Biologiczna matka może nie wiedzieć, gdzie przebywa jej dziecko, ale dziecko, jeśli się uprze, może matkę znaleźć.

A tamta dziewczyna wróciła po porodzie na ulicę?

Na szczęście nie. Miała potem jeszcze jeden epizod, ale krótki. Straciłyśmy z nią kontakt, lecz odezwała się po roku. Pytała, czy nie jesteśmy na nią złe, mówiła, że bardzo nam dziękuje za ten czas. A myśmy zachodziły w głowę, czy ona w ogóle żyje... W tej chwili ma męża, córeczkę, która ma na imię tak jak ja...
To dla mnie strasznie ważne, kiedy dziewczyna się odzywa. Dziękowała, że przy niej byłyśmy, że paliłyśmy u niej w mieszkaniu w piecu, gdy była w ciąży, żeby chociaż w ten sposób miała trochę ciepła. Zanosiliśmy jej rzeczy do szpitala. Wtedy bardzo się na nas otworzyła. Gdy zmyła z siebie cały ten blichtr uliczny, była nie do poznania.

Wydaje się, że niechęć społeczeństwa spada zazwyczaj na prostytutki, a nie na ich klientów.

To ciekawe zjawisko. Kobiety postrzegane są jako sprawcy przestępstwa, a łatwo zapomina się o mechanizmach, jakie tym sterują. A sprawa jest banalnie prosta: gdyby nie było klientów, nie byłoby tych kobiet. Gdy ktoś decyduje się na to, żeby korzystać z usług prostytutek, nakręca cała spiralę. To, że masz pieniądze, daje ci prawo używać. Ale między dziewczynami i klientami jest jeszcze jedna warstwa - pośrednicy, sutenerzy. I tu też często dochodzi do nadużyć. Istnieją, nazwijmy to, seksfirmy, których właściciele umawiają się w miarę uczciwie i dziewczyna dostaje pieniądze, oczywiście tylko część. Ale są też takie organizacje, gdzie dziewczyny stoją na ulicy, a ktoś im mówi: masz tyle a tyle pieniędzy. I one ich nigdy nie zobaczą. Dostają dwa razy mniej, może co jakiś czas pięćdziesiąt złotych. Płacą jakieś horrendalne sumy za nocleg, gdy tymczasem stoją do wczesnych godzin rannych.
Kolejna półka to dziewczyny, które maja stałych klientów, swoje układy. Są jakby z górnego sortu, nawet oczytane, takie, z którymi nie wstydzisz się wyjść.