Anna Bałchan - Kobieta nie jest grzechem






10. Czekanie



Spotyka też Siostra dziewczyny z zagranicy. Skąd są najczęściej?

Z terenów byłego Związku Radzieckiego. Tam wiele rodzin składa się na to, żeby dziewczyna wyjechała pracować za granicą. Niekiedy wiedzą, że jest prostytutką, czasem wcale. Gdy rodzina nie ma środków do życia, liczą, że taka dziewczyna zarobi i będzie przysyłać strumienie euro. Więc wygodniej nie pytać, jak zarabia. Niektóre zahaczają się tu, w Polsce. Jedna z takich kobiet, którą poznałam, jest wykształcona i myślała o pracy w zawodzie, ale została prostytutką. Nikt nie wie, co robi. Przez trzy miesiące postoi na ulicy i może za to opłacić studia syna. Szukała wcześniej jakiejkolwiek pracy, ale nie znalazła.

W wielu krajach wyłapuje się cudzoziemki do pracy w agencjach towarzyskich. Jak jest w Polsce?

U nas także szerzy się niewolnictwo, wyszukuje się takie dziewczyny i płaci się im jeszcze mniejsze pieniądze niż Polkom. Średnio o połowę mniejsze. Głównie dlatego, że one maja o wiele niższe wymagania. Pytałam kiedyś Rosjankę: „Ile potrzebujesz pieniędzy, żeby się utrzymać?”. Powiedziała, że sto złotych tygodniowo. Więc jak dostanie dwieście, to dla niej będzie fortuna. Najgorsze, że kiedyś byliśmy krajem tranzytowym, a teraz staliśmy się docelowym.
Kwitnie prostytucja uprawiana przez kobiety z zagranicy. Przyjeżdżają nieraz z mężczyznami. Największy problem mamy z Albankami i Rosjankami, które są do nas przemycane. Zarabiają bardzo mizerne pieniądze i pracują w niebezpiecznych warunkach. Ten światek niespecjalnie troszczy się o te dziewczyny.

Czy stowarzyszenie Siostry pomaga także cudzoziemkom?

Mamy związane ręce, bo nie mamy za co ich leczyć, ponieważ one przebywają tu zazwyczaj nielegalnie, więc nie mają ubezpieczenia. Nieraz zajmujemy się nimi na własną rękę, prywatnie, przez co musimy ponosić dodatkowe koszta. Obecnie jest już odpowiednie prawo i nie będziemy musieli zużywać dziewięćdziesiąt procent energii na to, żeby przeżyć. Niestety nie dotyczy to jeszcze ofiar handlu krajowego.

Są organizacje, które zajmują się ściąganiem tych dziewczyn z zagranicy?

To są grupy przestępcze, które trudnią się przemytem ludzi. Przewożą ich w fatalnych warunkach za horrendalne pieniądze, niekiedy używając cudzych skradzionych paszportów. To sprawy, które powinna ścigać prokuratura.
Na konferencji, gdzie byli obecni przedstawiciele CBS, trochę o tym usłyszałam, ale to stosunkowo nowe zjawisko w Polsce i nie ma jednostki, która zajmowałaby się tylko tego rodzaju przestępstwami. Dla policjantów, którzy mają tysiące innych rzeczy na głowie, to także teren nieznany. Pewnie wiele czasu upłynie, zanim to się zmieni.
Kłopot jest też dlatego, że trzeba świadków, a te kobiety często boją się zeznawać. Policjanci pracują kilka miesięcy, a potem nie ma świadka i przestępcę się wypuszcza. To zniechęca organy ścigania. Na szczęście powoli się to zmienia.

Dlaczego jest tak źle?

Bo nie ma programów ochrony świadków. Dlatego to, czym się zajmujemy, jest kroplą w morzu potrzeb. Ciśnie mi się na usta może zbyt mocne porównanie handlu ludźmi do obozu koncentracyjnego. Łamanie człowieka na duchu i ciele. Tam sytuacja była o tyle jasna, że wiadomo było, kto wróg, kto swój. W tym przypadku to nie jest takie oczywiste.

Ile lat miała najmłodsza dziewczyna, którą Siostra poznała na ulicy?

To było dziecko właściwie, a nie dziewczyna. Trzecia klasa szkoły podstawowej. W centrum Katowic dzieci proponowały usługi seksualne przy hotelach. I to był sposób na życie; za to, co zarobiły, mogły zrobić zakupy. Z takimi osobami trzeba uważać, żeby ich nie przestraszyć. Policja nie ma tu wielkiego pola manewru, bo musieliby kogoś, kto tę dziewczynę molestuje, złapać na gorącym uczynku. Próbowaliśmy dotrzeć do dzieciaków, zaproponować alternatywę, czyli nie tylko mówić „nie idź tam”, ale zająć je czym innym. Ale sytuacja się komplikuje, jeśli jest to dziecko, które utrzymuje rodzinę. Rodzice odpuścili, a dziecko idzie na ulicę i robi cokolwiek. Bo w najgorszym razie coś wyżebrze, i w ten sposób role się odwracają.
Było tak, że policja robiła swoje, a my swoje. Te działania po prostu się uzupełniały, o czym można było usłyszeć w mediach.

Czasem dziewczyny maję własne mieszkania.

Znałam takie trzy, Karinę, Mikę i Olę. Mieszkały razem w mieszkaniu po rodzicach jednej z nich. Płaciła za nie opieka społeczna, więc spory ciężar utrzymania mieszkania miały z głowy. Rodzice byli alkoholikami.
Nie mam z tymi dziewczynami żadnego kontaktu. Pakują się w długi, pożyczki. Mężczyzna mówi, że kocha i ma tylko ja, to za niego płaci, potem taki Johnny znika. A kredyty muszą spłacać one. Najczęściej nie są w stanie, a wtedy idą na ulicę.
Czasem przygotowują się powoli do wyjścia z tego wszystkiego. Od pewnego czasu do naszego domu przychodzi dziewczyna ze swoim dzieckiem. Ma mieszkanie, nie jest jeszcze w stu procentach zdecydowana na zmianę swojego życia. To musi przyjść stopniowo. Na razie rozmawiamy o tym, ona bada grunt.

Zdarza się, że dziewczyny zaczynają pracę w jednym mieście, a potem są przenoszone. Dlaczego?

Są przenoszone, gdy nie chcą być rozpoznawane w swoim mieście. Nasze dziewczyny są wysyłane do Krakowa, tu przyjeżdżają dziewczyny z Gliwic. Dzieje się tak także wtedy, gdy dostaną lepsze warunki płacowe albo wynegocjują niższe haracze. Powiedzmy, że tu za noc płacą sto sześćdziesiąt złotych, a tam pięćset za cały tydzień, i w dodatku są wolne weekendy.

Brakuje Siostrze czasem cierpliwości?

Trzeba się uodpornić. Sytuacja standardowa to taka, że umawiają się z nami i nie przychodzą, bo stwierdzają, że się boją. Takich przypadków są tysiące, ale takie jest życie. Raz umówiłam się z dziewczyną w knajpie na dwudziestą pierwszą wieczorem. Weszłam i nic, nikogo nie ma. Ludzie byli lekko zdziwieni, myśleli pewnie, że jestem jakąś sfrustrowaną zakonnicą, która wyrwała się na chwilę z klasztoru. Mija godzina, a ja czekam i czekam. Zamówiłam sobie colę z cytrynką i nic. Czuję na sobie coraz więcej zaciekawionych spojrzeń. Dziewczyna nie przyszła wcale. Zdarza się. Robiłam też dużo błędów, na przykład umawiałam się o dziesiątej rano, a wiadomo, że w tej branży nie wstaje się o ósmej czy dziewiątej. Oczywiście naczekałam się i tak to się skończyło.

Panuje takie przekonanie, że prostytutkami zostaję kobiety niewykształcone, wręcz w ogóle bez zawodu.

Jest inaczej. Jeśli w Polsce pielęgniarka zarabia sześćset pięćdziesiąt złotych, to jedna chwila wystarczy, żeby się złamać. Ile kosztuje mieszkanie i media? Jak duże jest prawdopodobieństwo, że można się skusić kilkakrotnie wyższymi zarobkami? Ogromne.

Spotkała Siostra pielęgniarkę, która była prostytutką?

Tak. Była sama, miała dwadzieścia dziewięć lat i dwójkę dzieci. Załamała się, gdy przyszły rachunki do płacenia. Takie sytuacje różnie się kończą. Znam kobiety, które oszczędzają na sobie, zaczynają chorować. Są takie, które jak ona wyjdą na ulicę.
Ale spotkałam też na przykład krawcową. Kobietę, która pół życia marzyła o własnym zakładzie krawieckim. W końcu coś tam sobie założyła i ten zakład ją zniszczył, nie była w stanie opłacić wszystkiego, obroty nie były na tyle wysokie, żeby się z tego utrzymać. Podatki są tak horrendalne, że to się po prostu nie udało. Teraz w marketach ciuchy można kupić za o wiele mniejsze pieniądze. W pewnym momencie poczuła się bezsilna. I zjawił się ktoś, kto powiedział: nie przejmuj się, strzelisz sobie kielicha, żeby się znieczulić, i dobrze zarobisz.

I dała się namówić?

Tak, stoi na ulicy. Wyjeżdża ze swojego miasta do innego, żeby nikt jej nie rozpoznał. Ileś tam godzin stoi na chłodzie, ale rekompensuje to sobie świadomością, że ma od razu pieniądze.

A zakład zachowała?

Skąd. To się nie opłaca i jest nierealne w takiej sytuacji. Nie da się prowadzić podwójnego życia na dłuższą metę. Jeśli kobieta stoi iks godzin na chłodzie, to gdzie by tam potem miała siłę, żeby myśleć o zakładzie. To pochłania mnóstwo czasu. Marzyła, że będzie miała coś swojego i że będzie się mogła z tego utrzymać. To wszystko legło w gruzach.

Jak sobie Siostra radzi z nieproszonymi gośćmi? Kobietom, które były zakorzenione w jakimś środowisku, trudno jest chyba w ciągu jednego dnia zostawić za sobą całą przeszłość.

Zasada numer jeden: nie pozwalamy na żadne kontakty, chociaż wiadomo, że jak się ktoś uprze, to może zakaz zlekceważyć i ukradkiem wykonać telefon. Życie, które kobieta zostawia, ciągnie się za nią jeszcze długo. Zdarza się, że dziewczyny, które były świadkami przestępstw, nie chcą zeznawać, bo się boją. Fikcją jest myślenie, że my gwarantujemy bezpieczeństwo. Nie możemy powiedzieć, że ją ochronimy, nie mamy takich możliwości, policja też ich nie daje. Zdarza się, że ktoś sam powie, gdzie się znajduje. Jest taki typ kobiet, że z jednej strony ucieka, a z drugiej robi wszystko, żeby ją odnaleźli. Niestety, musimy wtedy być bezwzględni. Jak chce, to jej wybór.
Mieliśmy też sytuację, że kobieta, która mieszkała u nas - ofiara przemocy domowej - sama dzwoniła do swojego oprawcy. Na początku niby chroniła się przed nim, a potem sama się z nim kontaktowała. Ten człowiek przyjechał i mieliśmy kłopoty. Ona się wszystkiego wypierała, że niby przypadkiem go spotkała, szedł za nią. Tylko on zupełnie przypadkiem miał jej spodnie w reklamówce. Poprosiła go, żeby jej przyniósł. Był to pierwszy lepszy pretekst, bo faktycznie chodziło o to, żeby się z nim spotkać.

Wróciła do niego?

Przychodził kilkakrotnie i męczył. W końcu poszła z nim. Do nas już nie wróciła. I pewnie dalej ją katuje.

Nie może w to wkroczyć policja, skoro jest pewne, że ją krzywdzi?

Gość ma wyroki w zawieszeniu, jest cwany. Nawet gdy zgłaszałyśmy to na policję, nigdy nie udało się go złapać na gorącym uczynku. Bije ja po głowie, więc nie widać. Ta kobieta funduje sobie piekło na własne życzenie. Ale nie możemy robić czegoś wbrew komuś.

Jest też problem zakażenia wirusem HIV. Czy zarażone dziewczyny przyjmuje Siostra do domu?

Cały czas zachowujemy procedurę ostrożności i nie jest to przeszkoda. Oczywiście trzeba się leczyć. Zresztą o wiele częściej niż HIV zdarza się wirus HCV, który powoduje szybki rozkład wątroby. Można się nim zarazić przez krew, a więc i przez kontakty seksualne, ale nie tylko.

Pośredniczy Siostra w kontaktach z rodzinami. Podobno zdarzają się rodziny podstawione.

Tak, jeśli kobieta jest świadkiem przestępstwa i sprawcy za wszelka cenę chcą do niej dotrzeć, podając się na przykład za wujków. Sprawdzamy ich dokładnie, oglądamy dokumenty, mamy sposoby, które są tajemnicą. Uzgadniamy sprawę z dziewczyną i dopiero gdy wszystko się zgadza, ustalamy spotkanie. Za członków rodziny podają się klienci lub ktoś z tej ekipy.

Czy można z dnia na dzień wrócić do normalnego życia, bez terapii? Załóżmy, że taka kobieta znajdzie szybko pracę.

Nie można wrócić do zwykłego życia ot tak, w pięć minut. Był przypadek, kiedy dziewczynie wydawało się, że nie musi nic z tym robić, z nikim rozmawiać o tym, co przeszła. Poszła do pracy od razu, do supermarketu. Siedziała na kasie i przyszedł klient, który był gburowaty. Wtedy przypomniała sobie sytuacje, w których doznawała przemocy. On krzyknął, a ona natychmiast się przeniosła w myślach gdzie indziej. Doznała takiego lęku, że wstała i uciekła. Straciła pracę. Wiadomo, że to zachowanie bezsensowne, nieracjonalne, ale nad tym się nie panuje. Dziewczyny boją się różnych rzeczy, na przykład jazdy autobusem, gdy jest dużo ludzi. Nie potrafią tego znieść, to rodzaj fobii.

To nie zawsze bierze się ze złej woli. Takie są smutne realia. Samotna matka ma większą szansę na zasiłek, stąd popularność konkubinatów.

Tak, i to jest chore. Gdy ojciec jest znany, ale zniknął, nasze podopieczne nie mają pieniędzy na dziecko. Powtarzają jedna drugiej: gdy urodzisz, lepiej nie podawaj nazwiska ojca, bo nie będziesz miała szans na zasiłek.

A jak Siostra ocenia politykę państwa w kwestii prostytucji?

Prostytucja jest dozwolona, karane jest tylko sutenerstwo, czerpanie zysków z nierządu i handel. Nie ma specjalnej jednostki policji, która zajmowałaby się stricte tym zjawiskiem - to pierwszy błąd. Mało tego: te kobiety nie mają ochrony, a siatki przestępcze są zorganizowane. Więc one nie chcą ryzykować i zeznawać. I wszystko bierze w łeb.

Zamknięcie agencji towarzyskich rozwiązałoby chociaż część problemów?

Mówiąc szczerze, to nie załatwiłoby sprawy, powstałoby podziemie. Od czasów Starego Testamentu proceder jest, był i pewnie będzie. Natomiast irytuje mnie, kiedy mówi się: zalegalizujmy prostytucję. A czemu nie inaczej? Stwórzmy warunki innej pracy, grupę ludzi, którzy pomogą się przystosować tym kobietom. One są różne, często znajdują się w sytuacji tak podbramkowej, że jedyną rzeczą, którą mogą robić, jest sprzedawanie własnego ciała.

Zdelegalizowanie też by nic nie dało.

I tak źle, i tak niedobrze. Samymi przepisami nie załatwimy sprawy. Jestem daleka od oceniania człowieka, choćby stał na ulicy. Nie wiem, co się w nim dzieje, dlatego moim zadaniem jest tworzenie alternatyw. One, jeśli pracują na ulicy, nie robią tego dla własnego widzimisię, ale po przeprowadzeniu jakiegoś bilansu zysków i strat.
Gdyby nie było klientów, nie byłoby tego. A skąd to idzie? Od źródła, czyli modelu rodziny, życia na próbę, zamiast na serio. Coraz mniej ludzi ma dziś odwagę wziąć odpowiedzialność za drugiego człowieka i założyć rodzinę. Taka bylejakość i nastawienie na chwilowe, przelotne związki przekłada się na inne dziedziny życia.

Czy dziewczyny trafiają do więzienia?

Zdarzają się bardzo różne przestępstwa, także wśród prostytutek, od drobnych do większych. Czasem trafiają do więzienia za niepłacenie alimentów. Albo, jak już wspominałam, za jazdę na gapę.

A czy istnieje prostytucja bez stręczycieli?

Tak. To zależy od tego, kto gdzie stoi. Jeśli chodzi o ulice w Katowicach, to one są czyjąś własnością, ale gdy dziewczyna przyjmuje na telefon albo stoi na trasie, to może się zdarzyć, że wymknie się właścicielom. Zazwyczaj jednak zawsze ktoś się wtedy przyklei i powie, że chce od niej pieniądze. W tej branży są, jak w każdej innej, ludzie bardziej i mniej uczciwi. Są tacy, którzy nie oddają dziewczynie jej pieniędzy, tylko ją nimi mamią. A niektórzy nawet podpisuję umowę z kobietą jako sprzątaczką i płacą jej ZUS.

Naprawdę?!

Tak pracowała jedna dziewczyna. W rzeczywistości była to po prostu praca w agencji. Agencja była sprytnie pomyślana i wszystko zapewniała.

Czy męska prostytucja to margines?

O tym się mówi o wiele mniej, ale są tacy mężczyźni. Oni jeszcze rzadziej niż kobiety proszą o pomoc. Niedawno szukaliśmy miejsca dla chłopaka, który padł ofiarą handlu, ale nie ma takiego ośrodka, który mógłby mu pomóc.

W jaki sposób to się stało?

Za granicą szukają też mężczyzn. Są organizacje gejowskie, agencje. On akurat wylądował w takowej przez kontakt z kimś innym, kto już tam pracował. Stał się niemal niewolnikiem.
Ale była też w Polsce sytuacja, że ojciec świadomie pozwolił mieszkać synom z gejem, który ich utrzymywał, dawał im na wykształcenie i wykorzystywał ich w zamian za to seksualnie.
Ojciec tych chłopaków nie radził sobie zupełnie, gdy żona mu zmarła, zostawiając dwoje dzieci, nie takich zresztą maleńkich, bo w wieku gimnazjalnym. Jeden z braci żyje teraz w związku homoseksualnym. Nie mieli raczej żadnych tendencji, ale młody chłopiec nie może normalnie funkcjonować, gdy inicjację seksualną przeżyje z mężczyzną. Dla młodych ludzi to utrudnienie albo uniemożliwienie nawiązania w przyszłości normalnych relacji.

Często dziewczyny doświadczają przemocy ze strony konkubentów swoich matek.

To nie jest regułą. Wykorzystują je czasem ich rodzeni ojcowie. Wiele zwala się na alkohol, ale to nie jest wytłumaczenie. To straszna rzecz, gdy członek rodziny wykorzystuje seksualnie. Jeśli taka dziewczyna zdoła potem wejść w normalny związek, to ma problemy z zajściem w ciążę. Pojawia się flashback, powroty do traumatycznych zdarzeń z przeszłości. Trzeba dużej pracy terapeutycznej, żeby można się było tego pozbyć, a przede wszystkim mocy uzdrowienia z Nieba.

Czy zwracają się do Stowarzyszenia także starsze kobiety, pracujące już długo jako prostytutki?

Jedna kobieta, która się do nas zgłosiła, była prostytutką od czternastego roku życia. Sama nie wymyśliła, żeby iść na ulicę. Jako dziecko była pozostawiona sama sobie, rodzice się nią nie interesowali. Wtedy zjawił się mężczyzna i dali mu ją pod opiekę. Potem cały czas byli wokół niej opiekunowie, którzy sobie tę kobietę przekazywali z rąk do rąk. Ona jest zupełnie niezaradna społecznie, co widać teraz, gdy chce lub musi zrezygnować.

Czy wykorzystywanie kobiet starszych to też zorganizowany proceder?

Byłam zdziwiona, dowiadując się, że wozi się busami kobiety czterdziesto-, sześćdziesięcioletnie po Czechach, Niemczech, po motelach przydrożnych. Nagabywały tam kierowców, żeby korzystali z ich usług seksualnych.

Jak poznała Siostra tę kobietę?

Ona zwróciła się do nas o pomoc, była schorowana i wycieńczona. Nie miała gdzie iść, ale ja nie miałam dla niej wielu możliwości. To nie jest kobieta, która można przyuczyć do czegoś, żeby zaczęła zarabiać. Ma sześćdziesiąt lat, a wygląda na siedemdziesiąt. Jedyne, co mogłam zrobić, to poradzić, żeby się zwróciła do MOPS-u.

Nie może mieszkać w waszym ośrodku?

Nasz dom nie jest domem pogodnej starości, ma przygotować kobiety, by mogły powrócić do samodzielnego funkcjonowania w społeczeństwie. Ja rozumiem jej dramat, ale nie mogę pomóc. Gdyby dali mi domy, etaty - bardzo proszę, ale na razie mam kłopot, żeby utrzymać ten dom. Byłoby oszustwem, gdybym mówiła: okej, nie ma sprawy, pomogę pani. Nie pomogę również osobom upośledzonym. Ten dom tego nie zapewni. Nie można pomóc wszystkim, to oznaczałoby nie pomóc nikomu. Musza być jasno określone kryteria tego, co robimy. To nie my mamy coś zrobić dla ciebie, tylko ty masz szansę coś zrobić dla siebie, a my ci tylko towarzyszymy. Jak ktoś chce, to znajdzie pracę, pozbiera się.